Zwierzęce portrety – zachwycające fotografie przyrody Jacka Kusza
ArtyściJacek Kusz godzinami przygląda się zwierzętom. Śledzi ich emocje, zachowania, wyraz twarzy i naciska migawkę, gdy jest najbliżej tajemnicy, jaką w sobie noszą.
Z Jackiem Kuszem Rozmawiała Agnieszka Wójcińska
Dobry portret zwierzęcia to…
…portret prawdziwy, tak samo jak w przypadku człowieka. Niekoniecznie taki, jaki się komuś podoba, bo zazwyczaj ludzie chcą wyjść na zdjęciach atrakcyjnie. Zwierzętom na szczęście na tym nie zależy – nie pozują, nie usztywniają się. O tyle jest łatwiej, ale z drugiej strony nie można ich ustawić, jak się chce. Trzeba za nimi ganiać, kryć się, często bardzo długo czekać. Dlatego trudniej je fotografować niż ludzi. Nawet w zoo, zanim zrobię portret, mijają czasem długie godziny – nim małpa podejdzie, usiądzie. Gdy pracowałem nad tymi zdjęciami, przez pięć lat byłem tam prawie codziennie i podporządkowałem temu całe swoje życie.
Warto było się tak poświęcać?
Tak, bo czułem, że robię to, co powinienem. To rodzaj odwagi – rzucić się w to, co kochasz, zostawiając inne rzeczy. Ludzie to doceniają, widzą autentyzm w moich pracach i wieszają je na ścianie. Kiedy zaczynałem, czułem się samotny w swoich fascynacjach, teraz te fotografie podobają się wielu osobom. Może dlatego, że ludzie w ostatnich latach zorientowali się, że potrzebują przyrody, a ona odchodzi, staje się czymś deficytowym.
Skąd pomysł na intymne fotografie zwierząt?
Zawsze interesowało mnie, jak to jest widzieć świat innymi oczami. Jak być inną osobą, kobietą? A zwierzęciem – to już w ogóle odlot. Tajemnica nie do rozwikłania, lecz pasjonuje mnie zbliżanie się do niej. W dzieciństwie interesowałem się naukami przyrodniczymi, szczególnie zoologią. Fascynuje mnie, jak to wszystko powstało, jaką historię nosi w sobie każdy gatunek. Patrzę na małpę z odległości metra – jak się zachowuje, oddycha, dba o siebie. Mijają godziny, miesiące i nadal nie wiem, co w jej głowie się dzieje i jak wygląda jej świat. Zbliżenie do tej tajemnicy strasznie dużo mi daje. I to ją chcę pokazać.
Nie robisz tradycyjnej fotografii przyrodniczej.
Moje zdjęcia nawiązują do tego, co czułem przy zwierzętach, gdy miałem ze trzynaście lat i zamiast iść na lekcje, uciekałem do wrocławskiego zoo. Bardzo nie lubiłem szkoły, nudziłem się tam, stresowałem. Kupowałem pepsi colę, serek homogenizowany, przechodziłem przez płot zoo i szedłem do małpiarni – dość mrocznego, nieładnego pawilonu, ale tam było mi dobrze. Wtedy we Wrocławiu były jeszcze goryle. Ich twarze były przepiękne. Te małpy były delikatne, czułe, wrażliwe, zupełnie inne niż nauczycielki w szkole. To niesamowite, że mamy podobny wygląd twarzy, zwłaszcza oczy. Sądzę zresztą, że człowiek nie stoi na szczycie piramidy stworzenia. Jesteśmy gatunkiem jak każdy inny. Uważamy się za najdoskonalszych, bo to my ustalamy reguły, ale na przykład w owadzich kryteriach wypadniemy słabo.
Skąd się wzięło twoje zainteresowanie przyrodą?
Zaczęło się w dzieciństwie. Nauczyłem się czytać z książki o paleontologii, która była w domu. Kiedy miałem siedem lat, dostałem od mamy atlas ptaków Sokołowskiego i mnie wciągnęło. Potem jeździłem na obozy ornitologiczne. Ważną rolę odegrał też mój dziadek, który był taternikiem i świetnie fotografował. Zabierał mnie ze sobą w góry. Pamiętam, jak idziemy razem zimą, las jest wyciszony, cały w śniegu, piękno gór, szum potoków. Jak człowiek w młodym wieku się na to napatrzy, potem umie to czytać. Dziadek dawał mi też do ręki aparat – podobało mi się, jak leży w dłoni, lubiłem jego zapach, te pokrętła, guziki. W wieku czternastu lat zacząłem fotografować przyrodę.
Czego w niej szukasz?
Niczego, po prostu jest mi w jej otoczeniu dobrze. Czuję się jak w domu. A im jest dziksza, tym dla mnie piękniejsza.
Kontakt do artysty: jacekkusz.com
Zdjęcia: archiwum prywatne
Zdjęcie główne: „Mona” i „Puszczyk”, niżej: „Makak czubaty”