Nazwisko Bellini znaczy dla Wenecji mniej więcej tyle, co Beatlesi dla Liverpoolu. Familia malarzy rozsławiła miasto-państwo na cały, nie tylko chrześcijański, świat.
Być w Wenecji i nie spróbować koktajlu Bellini? To niepowetowana strata! Za autora drinka z musującego białego wina prosecco i purée z brzoskwiń uchodzi Giuseppe Cipriani, założyciel Harry’s Bar. W latach 30. i 40. XX wieku bywali tam Ernest Hemingway, Orson Welles, Sinclair Lewis… I to oni rozsławili w świecie ten napitek.
A skąd nazwa? Otóż różowołososiowy kolor drinka skojarzył się Ciprianiemu z płaszczami świętych z obrazów Giovanniego Belliniego. Ten ostatni, wraz z ojcem Jacopem i bratem Gentile, jest uważany za protoplastę szkoły weneckiej, która rozkwitła w renesansie.
Za tamtych czasów Serenissima – czyli Najjaśniejsza Republika – była jednym z najbogatszych i najwspanialszych miast świata. Uwodzicielski blask zawdzięczała położeniu na lagunie, potędze floty oraz niebywale rozwiniętemu handlowi ze Wschodem. Wszystko to stwarzało dogodne warunki do rozkwitu sztuk pięknych.
Jacopo – postępowy papa
Po nestorze rodu Bellinich pozostały zaledwie trzy obrazy. Na szczęście ocalały dwa szkicowniki zawierające około 300 rysunków (jeden w londyńskim British Museum, drugi w paryskim Luwrze). W pracach zdumiewa różnorodność tematów i zmysł obserwacji. Są tam pejzaże, scenki rodzajowe, szkice architektoniczne.
Mało też wiemy o jego życiu. Jacopo Bellini urodził się w Wenecji około 1400 roku. Uczył się w warsztacie malarskim Gentile da Fabriano. Kiedy mistrz ruszył do Florencji, uczeń – już dwudziestoletni – podążył za nim. Zachwycił się sztuką toskańską i pod jej wpływem zamienił bizantyjskie Madonny we wczesnorenesansowe damy. Bogatszy o nowe artystyczne doświadczenia oraz pierwsze sukcesy wrócił do rodzinnej Wenecji. Tam w połowie lat 20. XV stulecia otworzył pracownię i już jako trzydziestolatek cieszył się sławą największego malarza w mieście.
Zawodowe sukcesy szły w parze z rodzinnym szczęściem. Artysta miał dwóch synów, Gentile i Giovanniego zwanego Giambellino. Po latach obydwaj dołączyli do rodzinnego teamu malarskiego.|
W 1437 roku Jacopa spotkał nie lada zaszczyt: otóż zaproszono go do grona nauczających w Scuola Grande di San Giovanni Evangelista, szybciutko też został dziekanem szkoły.
Jednocześnie pracownia Belliniego zyskała renomę najbardziej postępowej i najlepiej prosperującej we Włoszech.
Gentile – urodzony reporter
Szkicowniki ojca odziedziczył Gentile (prawdopodobnie rocznik 1429). Imię zresztą też – lecz nie po papie, tylko po jego mistrzu – Gentile da Fabriano. Temperament miał zbliżony do tatusia. Dziś powiedzielibyśmy: urodzony reporter. Rejestrował to, co widział dookoła. Malował farbami olejnymi, które wolał od tradycyjnej tempery czy fresku. Zdecydowanie bardziej interesowała go tematyka świecka niż sakralna, co w tamtych czasach wymagało nie tylko artystycznego kunsztu, ale także zdolności… dyplomatycznych. Jego poprzednicy odtwarzali podobizny mecenasów i darczyńców na ołtarzach czy obrazach religijnych. On odważył się złamać reguły.
Własny warsztat założył dopiero w latach 70. Zajmował wtedy wysoką pozycję w weneckiej hierarchii. Nobilitowany przez cesarza Fryderyka III (1469), pięć lat później mianowany nadwornym portrecistą dożów weneckich, nie obawiał się braku zamówień.
W 1479 roku Gentile otrzymał niecodzienne zlecenie: Senat wysłał go statkiem do Konstantynopola, by zapoznał sułtana Mehmeda II Zdobywcę ze sztuką zachodnią. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Sułtan nie mógł się nadziwić, że „śmiertelnik miał tyle natchnienia i umiał tak żywo przedstawić naturę”. Owocem tej wizyty okazał się portret Mehmeda II, podobizny urzędników osmańskich, autoportret artysty oraz obrazy erotyczne. Niestety, zachowało się niewiele, na przykład rysunek „Siedzącego pisarza” oraz wzmianka w jednej z powieści tureckiego noblisty Orhana Pamuka.
Malarz zabawił w Stambule rok. Choć szeptano, że dostał od Boga szczególny dar, dzięki któremu miał nawrócić sułtana na chrześcijaństwo, nic takiego się nie stało.
Za to kontakt z Orientem pozostawił ślad w sztuce Wenecjanina. Najlepiej widać to w monumentalnym dziele „Kazanie świętego Marka w Aleksandrii”. Kolos mierzy 8 metrów długości i 3 wysokości. Na tle bazyliki tłoczą się dziesiątki paszów (dostojników) w turbanach, kobiety z zakrytymi twarzami, wielbłądy i… żyrafa.
Giovanni – malarz Madonn i aktów
W historii sztuki szczególnie zapisał się jednak Giovanni. W ciągu osiemdziesięcioletniego życia namalował setki prac, z czego ponad 300 przetrwało do dziś. Plotka głosi, że piękny Giovanni – potwierdzają to podobizny – był nieślubnym dzieckiem. Jego biologiczną matką miała być kochanka Jacopa. Skąd to podejrzenie? Stąd, że małżonka Belliniego seniora pominęła młodszego syna w testamencie.
Giovanni kontynuował tradycje rodzinne. Nauki pobierał u ojca, korzystał też z porad szwagra Mantegni. Początkowo używał tempery, lecz wkrótce, tak jak brat, przerzucił się na olej. Przejął po ojcu pracownię, którą kierował przez prawie 65 lat. W gronie jego uczniów znaleźli się geniusze: Giorgione, Tycjan; przyuczali się tu Niemiec Albrecht Dürer i Sycylijczyk Antonello da Messina. Dürer, bawiący w Wenecji w 1506 roku, zapamiętał go (i opisał) jako „bardzo starego, lecz wciąż najlepszego malarza Republiki”.
Młodszy Bellini specjalizował się w tematach religijnych; tworzył wielkie kompozycje ołtarzowe i mniejsze prace na prywatne potrzeby. Malował „słodkie” Madonny z Dzieciątkiem, powielane potem przez rzesze malarzy. Jego zdobyczą była niezwykła kolorystyka malowideł – delikatna, przesycona światłem, słońcem.
Jednak największy zwrot w stylu i postawie mistrza nastąpił pod koniec jego życia. Zaczął wtedy malować portrety i… akty. O ile mistrzowski wizerunek „Doży Leonarda Loredana” jest dostojny i surowy, to „Młoda kobieta z lustrem” (1515) należy do najbardziej zmysłowych aktów renesansu. Choć wiadomo, że to alegoria Próżności, trudno oprzeć się wrażeniu, że sędziwy artysta dał się uwieść tej pulchnej i nieskromnej modelce. Jedno jest pewne – porzucił swą powściągliwość. Podobno pod wpływem Giorgionego i Tycjana. Cóż, nie pierwszy to przypadek, kiedy uczniowie nauczyli czegoś mistrza.
Tekst: Monika Małkowska
Zdjęcia: Web Gallery of Art (www.wga.hu), Be&w, Newscom/Star Stock, Wikipedia
reklama