Arcydzieła w Polsce: „Sąd Ostateczny” to wybitne dzieło Hansa Memlinga. W jaki sposób obraz trafił do Gdańska? I czy dziś wiemy już o nim wszystko?
ArtyściSąd Ostateczny (ok. 1473 r.) to dzieło Hansa Memlinga, niderlandzkiego malarza pochodzenia niemieckiego. Fundatorem obrazu miał być florencki bankier działający w Brugii – Angelo Tani. Gotowe dzieło wysłano drogą morską do Włoch. Jeszcze na Bałtyku padło łupem hanzeatyckiego kapra Pawła Beneke. Cenne towary ze statku podzielono między korsarzy, a obraz jako wotum podarowany został Kościołowi Mariackiemu w Gdańsku.
Z Alicją Andrzejewską, kustoszką Pracowni Grafiki MN w Gdańsku, współautorką książki „Hans Memling ‘Sąd Ostateczny’ z Muzeum Narodowego w Gdańsku” rozmawiał Stanisław Gieżyński
Zacznijmy od szczegółu. Gdy spojrzę na odbicia i refleksy na zbroi archanioła Michała, to zobaczę…
To, co jest przed nim! Rzeczywistość, która nie jest ukazana na obrazie i której my, widzowie, nie możemy zobaczyć. Na przykład plecy postaci klęczącej na szali wagi, którą archanioł trzyma. To nie jest tylko popis mistrzowskich umiejętności Memlinga. Lustra, refleksy i odbicia to pewna gra przestrzenna, w której widz jest wciągany w nierealną sferę świętości. Namalowanie tryptyku zlecono w trosce o zapewnienie sobie życia wiecznego. To element niderlandzkiej tradycji pobożności indywidualnej, devotio moderna.
„Sąd Ostateczny” miał zawisnąć w kościele Badia Fiesolana pod Florencją, w prywatnej kaplicy. Dlaczego Włoch zamówił sobie obraz w Niderlandach? Przecież włoska tradycja malarska była ogromna.
Włochów fascynowało przywiązanie do szczegółu na obrazach niderlandzkich malarzy. Włoska tradycja była inna, malowano temperą, trudniej było dopracować drobiazgi, poprawiać szczegóły. Takie możliwości dawało malarstwo olejne, uprawiane na północy. Mówi się, że Jan van Eyck wynalazł technikę olejną. W czasach Memlinga doprowadzono ją do perfekcji.
Przeczytaj też: „Madonna pod jodłami” Lucasa Cranacha Starszego – jeden z najpiękniejszych renesansowych obrazów jest w zbiorach Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu
Z tego okresu pochodzą inne przedstawienia Sądu, namalowane choćby przez Rogiera van der Weydena czy Dirka Boutsa. Czym wyróżnia się obraz Memlinga?
Fascynujące jest nagromadzenie detali symbolicznych, które tworzą spójną narrację. To nie jest tylko przedstawienie Sądu Chrystusa nad ludzkością, gdzie prawi idą do nieba, a grzesznicy do piekła. To jest historia zbawienia od stworzenia Ewy, poprzez zwiastowanie, aż po ponowne przyjście Chrystusa. Dwie pierwsze sceny dostrzeżemy na panelu przedstawiającym niebo.
Czyli znów wracamy do szczegółów.
Ten obraz to wielkie puzzle, a jednocześnie wykład teologiczny na temat historii zbawienia. Tu wszystko ma znaczenie: św. Piotr jest postacią większą, bo reprezentuje niebiańską rzeczywistość. Rośliny pod stopami mają znaczenie symboliczne, np. lilia, czyli męczeństwo. To w raju. A w piekle grzesznicy obrazują grzechy główne. Mężczyzna na lwie to symbol gniewu. Ciekawy jest też diabeł, który ma pawie pióro w… zadku. Paw oznacza pychę, ale zauważmy, że sam archanioł Michał ma pawie pióra na skrzydłach. Dlaczego? Bo okręgi na nich to symbol nieskończoności. A diabeł to przecież upadły anioł, a przyczyną upadku była właśnie pycha!
Memling to wszystko wiedział i przełożył na język obrazu?
Niemożliwe. Był świetnym malarzem, ale musiał mieć doradców i posiłkował się wiedzą kogoś, kto miał wykształcenie teologiczne. Malując piekło, na pewno korzystał z popularnych wtedy bestiariuszy.
Czy te symboliczne puzzle udało się już ułożyć do końca? Wiemy wszystko o tym obrazie?
Nie, jest jeszcze mnóstwo tajemnic! Dlaczego na szalach wagi, jako zbawionego, widzimy postać Tommasa Portinariego? Przecież był konkurentem domniemanego fundatora, Angela Taniego. Kim jest kobieta na pierwszym planie z włosami upiętymi w kok? Wszystkie postacie kobiece na obrazie to ta sama osoba – z wyjątkiem jej. Być może to właśnie żona Portinariego…
„Sąd Ostateczny” trafił do Gdańska dzięki szczęśliwemu przypadkowi.
Gdy został złupiony przez kaprów, zrobiła się straszna awantura. Interweniował król Burgundii, papież Sykstus IV. Ale obraz nie był najcenniejszym ładunkiem na statku, w spisie strat wymieniono go po prostu jako „ołtarz”. Piraci wzięli cenne tkaniny i ałun, dzieło oddali do Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Przez wieki było wiele zakusów, by go zabrać, teraz wisi w Muzeum Narodowym w Gdańsku.
Na co jeszcze, prócz szczegółów i symboli, warto zwrócić uwagę?
Do dzisiaj, pomimo swojej pięćsetletniej historii, tryptyk zachwyca mocną, świetlistą kolorystyką. Jest tak intensywna, że aż się skrzy, a głębia koloru wprost poraża. To trzeba zobaczyć na żywo. Przystawić nos do szyby – bo obraz jest za szybą – i chłonąć!
Przeczytaj też: „Plaża w Pourville” to jedyny w polskich zbiorach obraz Claude’a Moneta. Gdzie go zobaczyć?
Zdjęcia: Muzeum Narodowe w Poznaniu/ Grzegorz Nosorowski