ANNA ZALEWSKA w Poznaniu studiowała projektowanie mebli na Uniwersytecie Przyrodniczym. Zajmowała się ilustracją książkową, teraz głównie maluje. Nie lubi kolorów prosto z tubki.
Mogę mówić do ciebie „pani inżynier”?
Po liceum plastycznym byłam zmęczona malowaniem, czułam przesyt. Bliscy namawiali mnie na ASP, a ja zajęłam się projektowaniem mebli. Inżynierem zostałam, bo jak coś zacznę, to muszę skończyć, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Mało było w tym sztuki, a dużo matematyki i fizyki.
Wróciłaś więc do malowania?
Jeszcze na studiach zatęskniłam za malarstwem. Chciałam wrócić do niego, ale na własnych warunkach – malować to, co chcę, a nie zadane tematy. Malowałam po zajęciach i w weekendy, ale brakowało mi spokoju. Potem w końcu rzuciłam pracę i zajęłam się sztuką. Zaczęłam sprzedawać obrazy. Przypominają mi o uwadze Picassa, że kubizm to prywatna sprawa między nim a Georges’em Brakiem. Fascynuje mnie klimat tamtych lat - swoboda i wspólnota artystów, której teraz chyba nie ma. Czytam dużo biografii mistrzów i one mnie inspirują – van Gogha, Picassa, Le Corbusiera. Ale nie tak, że kopiuję czyjś styl. Po biografii Michała Anioła na przykład w moje kubistyczne formy wkradła się symetria, harmonia i proporcje wzorowane na antycznych. To gdzieś przenika samoistnie, nie mam na to wpływu.
Wcześniej malowałaś konie, teraz tematem są kobiety.
Maluję akty, ale zawsze odnoszę się do jednej, konkretnej emocji. Idę w stronę symbolu, upraszczam formę, obieram ją z realizmu. Nie chcę opowiadać. Twoje prace mają charakterystyczną fakturę. To moja własna technika, połączenie pasteli olejnej z farbą akrylową. Kładę farbę na szorstki grunt, powstaje wrażenie surowości. Zaczynam jednak od dobrego, dopełnionego szkicu, który potem przenoszę na płótno. Czasem widzę, że coś nie wychodzi i obraz trafia do wanny… Słucham? (śmiech) Jak jest świeży, to łatwo go zmyć i można malować od nowa. Miałam taki okres, że przez miesiąc nic mi nie szło - wanna i wanna. Moi bliscy widzieli te ociekające płótna i przekonywali, żeby je zostawić, bo jeszcze mi się spodobają. Ale ja tak nie potrafię. Obraz jest skończony, gdy go zaakceptuję. Muszę się oderwać, najlepiej wyjeżdżając w góry. A potem znowu do malowania. Jak powiadał Picasso, wena musi zastać nas przy pracy!
Opracowanie: Staszek Gieżyński
Zdjęcia: archiwum artystki