Po figurkach wiszących przy pasku kimona rozpoznawano, czy kupiec jest bogaty. Dziś te maleńkie japońskie rzeźby netsuke są kolekcjonerskim skarbem.
Patrz, oto sklep z wrakami starej Japonii. Wejdźmy! – zakrzyknął towarzysz podróży Rudyarda Kiplinga, nazywany Profesorem. Był rok 1889, zafascynowany egzotycznym krajem pisarz chłonął jego sztukę i kulturę. W sklepiku uwagę przykuły wyłożone wełną pojemniki, a w nich niewielkie figurki. Misternie wyrzeźbiony w mlecznej kości słoniowej prezentował się „starzec straszliwie zawstydzony przez kałamarnicę” obok „tłustego chłopca bijącego młodszego brata” i „suchego, smukłego węża wijącego się wkoło pozbawionej żuchwy czaszki”. Pisarz był zachwycony. Notował, że chciałby móc swoim piórem tak wyrażać emocje, jak robią to malutkie rzeźby.
Drobne dzieła sztuki, które oczarowały Kiplinga, zwane są netsuke. Służyły bardzo praktycznemu celowi. Od XVII wieku tradycyjnym strojem Japończyków było kimono – obszerna szata. Wygodna, lecz pozbawiona kieszeni. Kobiety drobiazgi w rodzaju chusteczki umieszczały w rękawach kimona. Mężczyźni przywiązywali je sznurkiem do pasa zwanego obi. Żeby ułatwić zaczepienie sznura i częściowo zrównoważyć masę wiszącego przedmiotu, na drugim jego końcu wiązano kawałek korzenia lub kamień z dziurką.
Słowo „netsuke” wywodzi się właśnie od słowa „korzeń”. To wywodzące się z Chin rozwiązanie stosowano najprawdopodobniej od bardzo dawna. Pojawienie się pięknych rzeźbionych netsuke wymusiły społeczne i ekonomiczne zmiany w japońskim, mocno zhierarchizowanym społeczeństwie. Od XVII wieku zaczęła się w nim rozwijać nowa klasa, zwana chonin. Byli to miejscy kupcy, szybko zdobywający spore majątki. Prawo zabraniało im obnosić się z bogactwem, więc kunsztowne malutkie figurki były idealnym sposobem dyskretnego pokazania statusu. Wszystkie te drobiazgi określano mianem sagemono („wiszące przedmioty”). Były wśród nich pojemniki na pieczęcie i woreczki na pieniądze, a także akcesoria do palenia tytoniu: fajka i kapciuch, bo rozpowszechniony przez Portugalczyków zwyczaj stał się popularny wśród Japończyków.
Mimo wszechobecności netsuke brakuje pisemnych przekazów na ich temat. Jedyne źródło to XVIII-wieczny traktat o… zdobieniach samurajskich mieczy. Autor wymienia 54 producentów netsuke, podaje ich biografie oraz charakterystyczne cechy produktów. Najpopularniejsze to katabori, czyli trójwymiarowa postać o zaokrąglonej formie, by nie zaczepiała się o fałdy ubrania. Netsuke mają także wyrzeźbiony spód (nie stoją przecież na piedestale, lecz zwisają u pasa). Dalej są okrągłe manju (podobne do pierożków nadziewanych farszem ze słodkiej fasoli) i kagami („lustro”) – dyski ze złotą, srebrną czy miedzianą pokrywką.
Rzeźby wykonywano z kości słoniowej, twardego drewna, zębów hipopotama, narośli z dziobu dzioborożca, porcelany czy laki. Tematy zdobień były różnorodne: od postaci historycznych i mitycznych, przez bogów i demony, po widoki przyrody czy scenki rodzajowe. Dużo jest netsuke o tematyce erotycznej – często parodiowały zwyczaje klasy panującej. Są też przedstawienia codziennych przedmiotów, np. kosza pełnego ryb. Kolekcjoner Edmund De Waal zwraca uwagę na charakterystyczne cechy tych rzeźb. Po pierwsze, w scenkach jest zawarta pewna zaduma nad światem, podobna do tej z poezji haiku. Po drugie, postaci zwykle przedstawia się w ruchu. Nawet jeśli są statyczne, to ich pozycja wymusza na patrzącym taki sposób wodzenia wzrokiem, że pojawia się iluzja ruchu.
Przybycie okrętów komandora Matthew Perry’ego i koniec izolacji Japonii stały się początkiem końca netsuke. Dały im też drugie życie – w kolekcjach. Otwarcie się na Zachód spowodowało porzucenie tradycyjnego stroju, a wraz z nim i netsuke. Miniaturowe rzeźby fascynowały jednak Europejczyków. Już podczas negocjacji oficer Perry’ego namówił jednego z Japończyków, by sprzedał mu netsuke, za co ten został ukarany więzieniem przez cesarza. Netsuke zbierali rosyjski złotnik Peter Carl Fabergé i główny projektant Tiffany & Co. Edward C. Moore. Edmund de Waal, którego żydowska rodzina straciła majątek podczas wojny, cudem odzyskał swój zbiór 264 netsuke. – Mieć kolekcję tych miniatur to mieć Japonię – powiada. A patrzenie na każdą z figurek daje moment zachwytu i wewnętrznego wyciszenia.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: Kolekcja Maxa Ruthersona, www.sagemonoya.jp, Victoria and Albrt Museum, Rijsk Museum, Bridgeman/Photo Power