Rok w Poziomce
Kulturalnie na werandzieNigdy nie wiadomo jaką cenę mają marzenia, ile trzeba zapłacić za miłość i co tak naprawdę okaże się w życiu cenne.
Rok w Poziomce to nowa książka Katarzyny Michalak, znanej czytelnikom z głośnej trylogii: "Poczekajki", "Zachcianka" i "Zmyślonej" oraz "Gry o Ferrin".
Poznamy historię Ewy – trzydziestokilkuletniej kobiety po przejściach, która zakochuje się domu znalezionym w podwarszawskiej miejscowości. Jest tam wszystko co powinien posiadać prawdziwy dom: odpowiedni nastrój, piękna, chodź nieco zaniedbana architektura, malownicze otoczenie, śpiew ptaków i jeszcze to nieuchwytne coś… Niestety, jak to często w życiu bywa, Ewie brakuje pieniędzy nie tylko na remont wymarzonego domu, ale i na jego zakup. Los jednak uśmiecha się do niej i Ewa dostaje propozycję dobrze płatnej pracy od swojego przyjaciela, który jest właścicielem wydawnictwa. Głównym jej zadaniem ma być wykreowanie prawdziwego bestsellera w krótkim czasie. Na horyzoncie pojawia się wkrótce odpowiednia autorka wraz z chwytającą za serce książką. Ewa postanawia spełnić wreszcie swoje marzenie i zamieszkać w ukochanym domu. Ale jak wszystko w życiu, to marzenie ma również swoją cenę: po drodze pojawia się całe mnóstwo komplikacji i nieoczekiwanych zwrotów akcji, zwłaszcza w życiu prywatnym bohaterki i jej przyjaciół. Na horyzoncie czekają nie tylko zadania związane z pracą w wydawnictwie, ale i pojawią się uczucia.
I tu zaczynają się prawdziwe przygody…
Dla swoich wielbicieli Katarzyna Michalak przygotowała jeszcze jedna niespodziankę. Pojawia się ona na kartach książki we własnej osobie!
"Rok w Poziomce” miał być powieścią autobiograficzną. W październiku zeszłego roku zamieszkałam w moim wymarzonym domku. Od czasu do czasu, gdy coś mnie zachwyciło – a to pierwsza burza nad Poziomką, a to karmnik pełen ptaków, sarna podchodząca pod ogrodzenie, śnieg do połowy bramy, wesoły pociąg relacji Urle – Warszawa – siadałam i pisałam parę stron, by pamiętać, kolekcjonować te perełki.
http://www.katarzynamichalak.pl
Wywiad z Katarzyną Michalak – autorką książki "Rok w Poziomce"
Jest pani Autorką „słonecznej trylogii”( "Poczekajka", "Zachcianek", "Zmyślona"), która sprzedała się w tysiącach egzemplarzy, pani najnowsza książka „Rok w Poziomce” weszła na Top-ki Empiku, w przedsprzedaży, jeszcze zanim się ukazała. Za co czytelniczki tak bardzo kochają pani książki?
Po premierze pierwszej książki – Poczekajki – przyszło do mnie wiele listów, w których Czytelniczki dziękowały mi nie tylko za śmiech i łzy podczas lektury, ale przede wszystkim za przywrócenie zwykłym, zaganianym dziewczynom wiary w marzenia. „Dzięki Poczekajce przypomniałam sobie, o czym marzę i zapragnęłam moje marzenia spełnić” – te słowa mogłam przeczytać niemal w każdym mailu. Co więcej: dostawałam też listy od Czytelniczek, które dzięki moim książkom a to zaczęły budować ukochany domek, a to zmieniły pracę na taką, której zawsze pragnęły, to znów rozpoczęły studia na kierunku, który je pasjonował, ale „jest niemodny”. Chyba najbardziej wzruszająca jest historia niepełnosprawnej Karoliny, która postanowiła – właśnie po przeczytaniu moich książek – że będzie chodzić! Dziewczyna od urodzenia poruszająca się na wózku już zrobiła pierwsze kroki! To naprawdę niesamowite…
Pani poprzednie książki były o tęsknocie za uczuciem, za czym tęskni Ewa Złotowska, bohaterka najnowszej książki?
Ewa tęskni za Domem. Dom to nie tylko cztery ściany, nawet w pięknym otoczeniu polskich lasów, nad rzeką Liwiec, ale również rodzina: mama, tata, dzieci i zwierzęta, te cztery ściany wypełniające radością, poczuciem bezpieczeństwa, ciepłem spojrzeń i dotyku dłoni… Ewa, jak każda z nas, tęskni za miłością. Została zraniona w małżeństwie, boi się zaufać ponownie, ale ta tęsknota za drugim człowiekiem wciąż w niej jest. Samotność, owszem jest dobra, by poczuć siłę, odwagę, niezależność, by udowodnić sobie samej, że potrafię, że sobie poradzę, ale… we dwoje jest zupełnie inaczej. I Ewa, nie zdając sobie z tego na początku sprawy, tęskni nie za małym białym domkiem, ale za szczęśliwą rodziną, której nigdy nie miała. Domek jest tylko, a może aż!, pierwszym krokiem ku spełnieniu marzeń.
W swojej książce porusza pani ważny temat – walkę z białaczką i zwraca pani uwagę, że w naszym kraju brakuje szerokich akcji uświadamiających i zachęcających do zostania dawcą szpiku, który może uratować życie wielu chorym.
Dwa lata temu byłam wolontariuszką w fundacji, opiekującej się chorymi na białaczkę. Spotkałam niezwykłych, oddanych, wspaniałych ludzi, odwiedzających oddziały hematologiczne. Zadanie wolontariuszy było proste: poczytać choremu, potrzymać za rękę, porozmawiać albo pomilczeć, a zarazem nieprawdopodobnie trudne, gdy przychodzili na oddział i pacjentka, z którą jeszcze wczoraj rozmawiali, śmiali się z drobnych codzienności – bo chorzy też mają swoją codzienność – że ta pacjentka, z którą przez miesiące zdążyli się zaprzyjaźnić… nie żyje. Nie dlatego, że nie poradziła medycyna, a dlatego, że nie nadszedł ratunek: szpik kostny, który może podarować każdy z nas. To takie proste: zgłosić się do Rejestru, oddać próbkę krwi, a potem, gdy szczęśliwie znajdzie się biorca – szczęśliwie, bo czy jest coś piękniejszego, niż uratować komuś życie? – poddać się prostemu zabiegowi pobrania szpiku pod znieczuleniem z kości biodrowej, a nawet jeszcze prostszemu! – obecnie podaje się dawcom preparaty przyspieszające podział komórek macierzystych, tych właśnie, które potrzebne są choremu, i komórki te pobiera się z krwi dawcy, nie potrzebne jest znieczulenie, po prostu zwykłe pobranie krwi. I to „zwykłe pobranie krwi” może kogoś ocalić. Czy to nie jest smutne, że nadal tylu chorych umiera, nie doczekawszy swojej „bliźniaczej duszy”?
Bohaterki pani książek nie boją się marzyć i zwykle te marzenia udaje im się spełnić. Czy pani osobiście wierzy w taką dużą silę sprawczą marzeń?
Och, jestem chodzącym przykładem osoby, której marzenia się spełniają. Jestem drimerką. Moją „przygodę” z marzeniami zaczęłam dziesięć lat temu, gdy po trudnym rozwodzie zostałam sama z maleńkim synkiem. Bez domu, bez pracy… Nie poddałam się jednak. Długo to trwało, ale własnymi siłami zapracowałam na Poziomkę, w której mieszkam, zawalczyłam o moją drugą miłość, zaraz po miłości do zwierząt: pisarstwo. Teraz mieszkam w pięknym miejscu, w jakim zawsze chciałam mieszkać. Mam ciszę, spokój, szum drzew i śpiew ptaków. Jestem otoczona zwierzętami. Piszę książki, które Czytelniczki pokochały. Mam rodzinę i przyjaciół. Mogę więc powiedzieć z całą mocą: marzenia się spełniają. Trzeba tylko mieć odwagę, siłę i determinację, by zrobić ten pierwszy krok.
Przygotowała pani nie lada niespodziankę dla swoich fanek- pojawia się pani osobiście w swojej najnowszej książce. Proszę zdradzić nieco więcej szczegółów.
Nie planowałam tego! „Rok w Poziomce” miał być powieścią autobiograficzną, ale… wyszło inaczej – Ewa wydała mi się ciekawsza ode mnie. W pewnym trudnym momencie, gdy spełnienie jej marzenia staje pod znakiem zapytania, potrzebuje jednak wsparcia „profesjonalnej drimerki” i tu przemycam na kartki mojej opowieści… siebie. Pojawiam się niczym królik z kapelusza (by nie rzec: dobra wróżka) w najtrudniejszych chwilach i wskazuję mej podopiecznej drogę. To naprawdę zabawne być jednocześnie autorką jak i bohaterką książki. A że Ewę serdecznie polubiłam – sama na drugie imię mam właśnie Ewa, jest więc ona niejako moim młodszym alter ego – z przyjemnością uczestniczę w jej zmaganiach z losem. I marzeniami.
Jest pani znana z szybkiego tempa i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Czy najnowsza książka jest równie dynamiczna i pełna zaskakujących wydarzeń, jak poprzednie?
Skończywszy „Rok w Poziomce” która jest chyba najbardziej dynamiczną i zaskakującą książką w całej mojej karierze, stwierdziłam, że jeśli kiedyś napiszę nudną książkę, skończę z pisarstwem. Ja nie potrafię inaczej: pisanie nudnej i przewidywalnej powieści byłoby dla mnie udręką. Dialogi, cięte, inteligentne riposty, przeskakiwanie z wątku na wątek, splatanie losów bohaterów i ich rozplatanie – to jest właśnie radość pisania. Dodam, iż zaczynając powieść, nie mam pojęcia, jak się ona skończy. Wiem, że koleżanki i koledzy „po piórze” układają – w głowie, a nawet na papierze – plan powieści i rozwijają go w trakcie pisania, ja siadam do komputera i… w mojej wyobraźni zaczyna tworzyć się historia. Pojawiają się bohaterowie, o których na początku nic nie wiem, sama muszę ich poznać razem z przyszłą czytelniczką. To jednocześnie fascynujące i… przerażające, gdy kończę rozdział, zamykam pewien wątek i nie ma pojęcia, co pisać dalej. A to dopiero połowa książki! A termin nagli! Na szczęście moja wyobraźnia nigdy mnie nie zawiodła. Budzę się nazajutrz i, niczym pomysłowy Dobromir, wykrzykuję: „no tak! To przecież tak się rozwinie! I pojawi się ona, a potem on się z nią spotka…”. I znów mam o czym pisać.
Tworzy pani piękne postacie męskie. Są to uważni, ciepli , mężczyźni stali w uczuciach, zabiegający o swoja wybrankę niczym przysłowiowy „rycerz na białym koniu” Czy tacy mężczyźni faktycznie istnieją i dlaczego tak bardzo dzisiejsze kobiety nadal do nich tęsknią?
Tacy mężczyźni istnieją… na kartach moich książek. No tak, mogłam się spodziewać pytania o wspaniałych facetów, jakich goszczę w swoich powieściach… Powiem tak: spotkałam w moim życiu kilku (na palcach jednej ręki mogę ich policzyć) wspaniałych, mądrych, czułych, opiekuńczych i kochających mężczyzn. Mogę więc zaświadczyć, że istnieją. Jednak wszyscy byli już „zajęci” niczym najlepsze miejsca parkingowe. Myślę, że za brak „prawdziwych facetów”, tych Książąt na Białym Koniu ponosimy winę my, kobiety, bo po co mężczyzna – osobnik z natury leniwy – ma się starać, dbać, walczyć, znosić łupy, utrzymywać rodzinę, skoro… czyni to za niego kobieta? Na początku matka, która nieba synusiowi przychyli a on ma odpoczywać, bo po szkole/pracy/całonocnej imprezie jest taaaki zmęczony, potem żona – z tych samych powodów, które na początku małżeństwa są urocze i dobrze o niej świadczą, ale jak potem rozpieszczonego królewicza nauczyć współodpowiedzialności? Współdziałania? Wychowanie przyszłych książąt spoczywa w rękach matek: mój jedenastoletni syn sprząta dom, robi mi herbatę – to nic, że pół na pół z fusami – obiera ziemniaki i nosi siatki z zakupami. Oprócz tego uwielbia kupować mi kwiaty, tak samo jak ja uwielbiam je dostawać. Dzwoni, bym się o niego nie niepokoiła, a na dodatek… jeździ konno. No i potrafi posługiwać się mieczem. Oczywiście jest zwykłym nastolatkiem: gdy nie obiera ziemniaków i nie nosi zakupów siedzi przed komputerem i zabija „wrogów”, ale też zaraziłam go książkami. Ostatnio zaczytuje się „W pustyni i w puszczy” – co przyjmuję jako mój osobisty sukces! Ja więc staram się przyszłej synowej wychować fajnego faceta, jakiego sama chciałabym mieć. Księcia dla siebie muszę jednak wykreować w wyobraźni.
Jakie ma pani dalsze plany pisarskie?
Po „Roku w Poziomce” ukaże się „Lato w Jagódce” – ta właśnie szalona opowieść o której wspomniałam. Baśń o Kopciuszku – niepełnosprawnej dziewczynie, Gabrysi Szczęśliwej, która nie marzy by być pięknością – ona marzy o zwyczajności, której my, zdrowi, nie doceniamy, a której niepełnosprawni nie mogą doświadczyć. Potem będzie „Sekretnik”, czyli poradnik dla marzycielek. Dzielę się w nim swoją wiedzą i mocą spełniania marzeń. W drugiej części tej książki zamieściłam najlepsze i najzabawniejsze felietony i opowiadania, których zebrało się ładnych parę stron. Następne ukaże się „Czarowne” – opowieść o wielkiej namiętności, która o dzieciństwa łączy dwoje ludzi. Będzie to niesamowita książka, już nie mogę się doczekać, gdy zacznę ją pisać! Rok 2011 zakończę ciepłą opowieścią o zwierzętach, jakie towarzyszą mi w życiu: moich domownikach, ale i tych dziko żyjących, a także pacjentach, które miałam radość leczyć, także zoologicznych. Mam też nadzieję, że ukażą się dwa kolejne tomy Kronik Ferrinu – opowieści fantasy, którą niezmiennie nazywam dziełem mojego życia. Zaś rok 2012 upłynie mi pod znakiem Aniołów. Więcej nie zdradzę…
Z Katarzyną Michalak rozmawiała Anna Zemanek