Martyn Lawrence-Bullard zdobył zaufanie gwiazd jak nikt inny w Hollywood.
Święta spędzał z Cher, z Eltonem Johnem co rok baluje na sylwestra, Ellen Pompeo zwiedzała z nim Paryż, z Osbourne’ami był na safari.
Jak to zrobił? Zaprojektował im domy. Ale jakie!
Rezydencja Cher to bajka z Indii: największe wrażenie robi bogato rzeźbione łóżko z baldachimem i stół z Bali na dwadzieścia cztery osoby. U sir Johna – styl disco, lata 70., „Boogie Nights”. Ellen Pompeo, aktorkę z serialu „Chirurdzy”, Martyn przeniósł w świat Maroka. W willi Osbourne’ów zaszalał z kolorem: turkusowe są tapety, fotele, a nawet woda w basenie.
Gwiazdy były wniebowzięte. – Gdy zobaczyłam salon, po prostu rozpłakałam się ze szczęścia – wspomina aktorka Cheryl Tiegs. A Sharon Osbourne opowiada: – Wszystkie nasze poprzednie mieszkania zawalone były meblami. Zapytałam Martyna: „Powiedz, co mam wyrzucić, co zostawić i gdzie to schować”. Nigdy nikogo tak się nie słuchałam, jak jego.
Zaczynał w świecie... mody. – Jako nastolatek marzyłem o koszulce Versacego i wełnianym pledzie od Vivienne Westwood. Co tydzień biegałem na wyprzedaże: wybierałem co ciekawsze ubrania, dodatki, przerabiałem je, a niektóre odsprzedawałem. Razem z siostrą otworzył nawet butik. To wtedy zaprojektował pierwsze w życiu wnętrze: w dziale damskim udrapował beduiński namiot, w męskim urządził coś na kształt gabinetu. Pośrodku sklepu na suficie zawiesił miniaturową łódkę. – Miałem dużo frajdy, ale nie myślałem o projektowaniu wnętrz poważnie. Marzyłem o tym, by sprowadzać do sklepu dizajnerskie ciuchy – opowiada Martyn.
Niestety, interes przetrwał tylko sezon. Załamany niepowodzeniem, postanowił zostać aktorem. Ale kolejne castingi szybko ostudziły jego zapał. Skończył z podrzędną rolą w komedii klasy B. A jednak to właśnie ta rola stała się przepustką do wielkiego świata. – Któregoś dnia zaprosiłem do swojego domu producenta filmu Victora Ginzburga. Miałem małe mieszkanie urządzone meblami z pchlich targów. Bardzo mu się to spodobało. „Posłuchaj, właśnie przeprowadzamy się do nowego biura. Czy mógłbyś je dla nas urządzić?”, zaproponował z miejsca – wspomina Martyn. – Zgodziłem się, naiwnie licząc, że dzięki temu zaangażuje mnie do kolejnego filmu. Owszem, znalazł mi pracę, ale nie w filmie, tylko przy domu Cheryl Tiegs. Potem jedna gwiazda poleciła go drugiej i tak dotarł aż na szczyt: do Christiny Aguilery, Evy Mendes, Kid Rocka, Pameli Anderson. Celebryci zaczęli sobie wyrywać Bullarda z rąk.
Oscar Wilde powiedział kiedyś, że „wszystkie piękne przedmioty mają ten sam wiek”. Dlatego nie boję się mieszania stylów, łączenia wzorów i kolorów – tłumaczy Martyn. – Dużo pomysłów ściągam ze świata mody. Raz moją uwagę zwróciła lamówka na koszulce od Paula Smitha. Powtórzyłem ją na zasłonach, które szyłem do domu klientów. W zeszłym roku zainspirowała mnie wystawa strojów baletowych w Victoria & Albert Museum, zaprojektowanych w latach 20. przez Coco Chanel, Henri Matisse’a i Mikhaila Larionova.
Martyn pracuje dla gwiazd, ale sam też jest gwiazdą. – Gdy kończył dom Eltona Johna, burmistrz West Hollywood ogłosił, że 18 października będzie dniem Bullarda. – Najbardziej się cieszę, że mogę wtedy parkować w West Hollywood za darmo – śmieje się Bullard.
Według Architectural Digest jest jednym ze stu najlepszych projektantów na świecie. Jego domy pokazało ponad 700 gazet. Wydał nawet poradnik „Live, love and decorate”. A w zeszłym roku dostał nagrodę Andrew Martina, Oscara dla projektantów wnętrz. – Chińczycy ustawiali sobie w komórkach tapetę z moim zdjęciem – wspomina. – Wtedy dopiero zrozumiałem, co znaczy być na świeczniku. Dobrze, że to całe zamieszanie już się skończyło – dodaje skromnie.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: Alexandra Public Relations