Są tu historie o ludzkiej wrażliwości, pięknie, modzie, o luksusie. Można je odczytać, przyglądając się tapetom.
Podróż w czasie jest możliwa. Wystarczy wybrać się do manufaktury Cole & Son w Haringey w północnym Londynie. Tapety powstają tu w taki sam sposób jak 200 lat temu. Oto mistrz pochyla się nad rozłożonym na stole papierem i przykłada ogromny stempel, odbijając wzór, potem powtarza to jeszcze raz i jeszcze raz. Kiedy skończy rolkę, przypina ją klamerkami do sznurka, jakby wieszał pranie. Papier po wyschnięciu znowu trafia na stół, trzeba przystemplować kolejny kolor. Dzisiaj nikt już tak tapet nie robi.
A teraz przenieśmy się do Londynu 1875 roku, kiedy to syn kupca z Cambridgeshire John Perry założył niedużą fabryczkę. Konkurencja była spora – w okolicy działało 200 podobnych. Ale John miał wyjątkową smykałkę do interesów – kiedy inni padali, on umacniał pozycję. Dbał o genialną jakość druku (prace zlecali mu tacy potentaci, jak Sanderson czy Jeffrey & Co) i z rozmysłem dobierał wzory – chciał, aby były wyjątkowe.
Zresztą wzory były jego obsesją. Zbierał tapety, przeróżne projekty, rysunki i szkice. Zaczął też skupować drewniane matryce – misternie rzeźbione klocki z twardego drewna orzechowego. W ciągu 50 lat pracy uzbierał ich 1800 i jest to prawdopodobnie największa kolekcja na świecie. Patrząc na te dzieła sztuki, przejdziemy przyspieszony kurs zdobienia ścian, począwszy od XVIII wieku.
Zajrzymy do najpiękniejszych rezydencji w Anglii, Francji, Niemczech, ale i do pałacu Buckingham czy Białego Domu. Wzory przyprawiają o zawrót głowy. Absolutnym geniuszem był chociażby Augustus Welby Northmore Pugin, który stworzył setkę tapet w niepowtarzalnym stylu. Jego dzieła zobaczymy w Victoria & Albert Museum, ale i w brytyjskim Parlamencie. Jeśli masz pałac albo rezydencję przodków, nie znajdziesz nic lepszego na ściany!
John Perry mocno też eksperymentuje. To on wprowadza modę na duże i wyraziste wzory. Pokazuje, że jeśli są dobrze zaprojektowane, nawet w niewielkim pokoju będą wyglądały doskonale. To on przywraca światu zupełnie zapomnianą technikę flokowania. Wynaleziono ją w Holandii w 1680 roku, a polega ona na tym, że wzór maluje się nie farbą, tylko klejem i posypuje niteczkami jedwabiu. Taka tapeta błyszczy się w świetle i jest miła w dotyku, doskonale też zastępuje kosztowny jedwab, na który mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi. Wykorzystuje też sproszkowaną mikę, aby uzyskać wyjątkową fakturę i blask.
W 1941 roku słynną już manufakturę kupuje AP Cole i wtedy pojawia się nazwa Cole & Son. Nowy właściciel nie spoczywa na laurach, nie dość, że szuka ciekawych wzorów, ale i technik drukowania. Stawia na sitodruk, gdzie farba na papier jest przeciskana przez sito, co daje zupełnie inny efekt niż przy stemplowaniu (dzisiaj wykorzystują ją artyści, tworząc serigrafie albo agencje reklamowe do druku wielkoformatowych reklam). Ale to AP Cole tuż po wojnie otwiera jedną z pierwszych wytwórni sitodruku w Europie.
Geometryczne wzory, tak modne w latach 50. i 60., powstają w ten właśnie sposób, a klienci zachwycają się nowinką. Jednak od dziesiątek lat mają swoje ukochane motywy i ciągle się domagają „Flamingów”, „Liści palmowych”, „Orchidei” albo „Drzew”. I dostają to, co już było, odrobinę przetworzone, z grubszą kreską czy ciut innym kolorem, dostosowane do współczesnych gustów.
Cole & Son nie tylko historią żyje, ale i odważnie wyprawia się w przyszłość, zapraszając do współpracy uznanych projektantów. Na przykład słynącego z futurystycznych projektów mebli i lamp Toma Dixona albo szaloną, kochającą kraty Vivienne Westwood. Jak na kreatorkę mody przystało, pokazuje ona swoje pomysły publiczności, upinając kraciaste tapety na manekinach zupełnie jak suknie. Korzysta też z graficznych motywów Piero Fornasettiego.
Marka cieszy się ogromnym powodzeniem nie tylko wśród projektantów wnętrz, ale i scenografów. Tapety zagrały z Jamesem Bondem w „Cassino Royal” i z Sarą Jessicą Parker w „Seksie w wielkim mieście”. Pojawiają się też w polskich serialach, a naszym ulubionym wzorem są „Drzewa” („Szpilki na Giewoncie”), najczęściej narysowane czarną kreską na białym tle.
Kiedy w ubiegłym roku w Pałacu Kensington z wielką pompą otwierano wystawę ubrań księżnej Diany, zwiedzający podziwiali nie tylko kultowe stroje, oszołomieni patrzyli też na ściany. Studiowali scenki rodzajowe, które na podstawie zdjęć księżnej odmalowała ilustratorka mody i performerka Julie Verhoeven. W subtelnych pastelach, graficznie, trochę komiksowo i bardzo kobieco. Trafiły one na tapety, które na zlecenie dworu wyprodukowała Cole & Son.
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Cole & Son
Przedstawiciel w Polsce: Impresje Home Collection, www.impresje.pl