Sarah Bernhardt 30. urodziny świętowała w paryskim Grand Hôtel. Słynna aktorka recytowała fragmenty z Racine’a, a potem wysłuchała z godnością pięciu poetów, którzy wysławiali ją w wierszach. Na zakończenie bankietu każdy gość dostał ilustrowany album oraz srebrny medal z portretem jubilatki. Wygrawerował go René Lalique. Był 9 grudnia 1896 roku. O ekstrawaganckiej Sarah od dawna było już głośno, o Lalique’u dopiero miało być.
Sensację wywołał cztery lata później na Wystawie Światowej w Paryżu, gdzie pokazał biżuterię. Dotąd damy nosiły wyłącznie kamienie szlachetne. On połączył je z masą perłową, kością słoniową i szkłem. Biżuteria zwróciła uwagę m.in. ormiańskiego milionera Calouste’a Gulbenkiana, a kobiety z wyższych sfer ustawiały się po świecidełka w kolejce. Każdy był ciekaw, kim jest pomysłowy Francuz.
Węże, gryfy i ważki
René przyszedł na świat w 1860 roku w Szampanii. Dwa lata później rodzina przeprowadziła się do Paryża. Początkowo uczył się rysunku, ale po śmierci ojca trafił do znanego w stolicy złotnika, Louisa Aucoca. To on nauczył chłopaka fachu. Po powrocie ze studiów w Londynie młody projektant nie czekał długo na pierwsze zlecenia. Używał nieszlachetnych materiałów, co szybko zwróciło uwagę jubilerskiego środowiska.
Wtedy poznał Sarah Bernhardt. Przygotowywała się do roli Teodory i reżyser szukał kogoś, kto zrobiłby do przedstawienia biżuterię. Lalique zaprojektował dla aktorki koronę zdobioną wężami i gryfami. Sztuka odniosła sukces, a Sarah została główną klientką Renégo.
Równocześnie rozpoczął współpracę z prowadzonym przez Siegfrieda Binga domem handlowym Maison de l’Art Nouveau, od którego nazwę wziął nowy styl we wzornictwie – art nouveau, w Polsce znany jako secesja. Gdy pojawił się na wspomnianej Wystawie Światowej w Paryżu, krytycy nie mieli wątpliwości – okrzyknęli Lalique’a wynalazcą nowoczesnej biżuterii. Wkrótce dostał order Legii Honorowej.
Flakony podbijają świat
Lalique’owi przyświecał szczytny cel: uważał, że sztuka jest za droga. Ludzie nie mają do niej dostępu i z tego powodu brak im artystycznego wyrobienia. Chciał to zmienić, produkując taniej i więcej. Wkrótce jednak pojawiły się podróbki. Najpierw próbował walczyć z nieuczciwą konkurencją, ale szybko stracił serce do biżuterii. Swoją uwagę skupił na szkle.
Traf chciał, że w tym czasie niejaki Fran˜ois Coty wszedł na rynek z nowymi perfumami. Miał głowę do interesów. Krążyła plotka, że gdy otworzył sklep, specjalnie zbił flakonik z różanym zapachem – woń unosiła się przez kilka dni i wabiła klientki. Teraz wpadł na nowy pomysł. Dotąd perfumy sprzedawano w skórzanych pudełkach jak lekarstwa. Coty postanowił dać im ładniejsze opakowanie. O pomoc poprosił Lalique’a. Był 1907 rok.
Szklane flakony z miejsca podbiły rynek. Przypominały owady, kwiaty, nimfy, syreny, inspirowane były grecką mitologią (butelka z głową fauna) i astrologią (seria ze znakami zodiaku). Z czasem Lalique zaczął tworzyć w stylu art déco i buteleczki nabrały geometrycznych kształtów. Święcił triumfy, gdy tymczasem Coty zachłysnął się władzą i pieniędzmi, zaczął pić i zaniedbywać interes.
Na szczęście o René upomniały się kolejne firmy perfumiarskie: D’Orsay, Roger & Gallet, Guerlain, Molinard. Stworzył dla nich ponad 250 wzorów flakonów. Każdy podpisał diamentowym piórem. Dziś osiągają na aukcjach zawrotne sumy. Najbardziej poszukiwane są te z kolorowego szkła: czerwonego, bursztynowego, zielonego, przydymionego.
Na tym jednak nie poprzestał. W 1925 roku zaprojektował kryształowe szyby w wagonach Orient Expressu, w 1932 – kryształowe drzwi w pałacu japońskiego księcia Asaki Yasuhiko (teraz w tokijskim Metropolitan Teien Art Museum), szklanymi dekoracjami ozdobił statek pasażerski Normandie. Rozkochany w samochodach, tworzył też szklane maskotki – dla Citroëna, Bugatti i Rolls-Royce’a.
Od dwudziestu jeden lat marka promuje własne perfumy Lalique de Lalique (pomysł wnuczki Renégo, Marie- -Claude Lalique) i chwali się: „To zapachy dzikich jeżyn i soczystych gruszek oblepionych kremowymi płatkami róży, irysa i jaśminu. Kwiaty spoczywają na miękkich i jedwabnych nutach białego piżma, zmieszanego z kremowymi akordami sandałowca i miękkiej wanilii”.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Zdjęcia: Lalique
reklama