Jego sosjerka wygląda jak smuga sosu. Holender. Aldo Bakker lubi płynne formy i wolno płynący czas.
W żyłach Aldo Bakkera płynie krew jubilerska. Jego mama, Emmy van Leersum, w latach 70. wprawiała świat w osłupienie awangardową biżuterią. Wymyślała łańcuszki do noszenia na… twarzy, naszyjniki w kształcie wielkich stalowych kryz czy bransoletki z nietypowych materiałów, na przykład z pleksi. Z kolei ojciec, Gijs Bakker, współzałożyciel i dyrektor artystyczny topowej holenderskiej marki Droog Design, stworzył fundację o nazwie Chi ha paura...? (z włoskiego: Kto się boi…?), która miała pokazać światu, że biżuteria to coś więcej niż tylko modowy dodatek.
Chłopak, wychowany w kulcie pieczołowicie wykonywanych i pomysłowych przedmiotów, wiedział, kim chce zostać, jak dorośnie: dizajnerem. Decyzję podjął, gdy miał 16 lat i zobaczył wystawę szkła w miasteczku Leerdam (holenderski odpowiednik naszego Krosna). Kolory, kształty, faktury kompletnie go oszołomiły.
Dwa lata później wytopił swoje pierwsze dziełko – kieliszek do szampana. Praktyki, zarówno w rodzinnym atelier, jak i w innych holenderskich studiach szkła i biżuterii, zrobiły z niego perfekcjonistę.
Potrafi miesiącami pracować nad małą solniczką, udoskonalać jej formę i polerować powierzchnię. Na znak protestu przeciw cywilizacji, która wytwarza dużo, szybko i często byle jak. Efekt? Jubilerski majstersztyk: potrząsamy delikatnie czymś, co przypomina minipatelnię i sól wysypuje się ze srebrnej rączki na platerowany złotem „język”. Inny przykład: karafka do wody. Choć wykonana z porcelany, wydaje się miękka niczym bukłak i przylega do dłoni tak, jakby nigdy się z nią nie rozstawała.
Projektant mówi, że przedmiotów nie tylko się używa, ale z nimi żyje, więc powinny być jak rodzina. Pewnie dlatego w projektach holenderskiego dizajnera widać wyraźnie nawiązania do dorobku ukochanej mamy. Krzesło Fauteuil z giętych, sczepionych niczym klocki sklejkowych płaszczyzn czy pokryty kilkudziesięcioma warstwami laki stolik Urushi przypominają trochę rzeźbiarską biżuterię Emmy, na poły organiczną, na poły abstrakcyjną.
Aldo ma wielki talent do wydobywania urody materiału. Wystarczy spojrzeć na drewniane stołki Tonus, pieczołowicie wygładzone, choć pełne sęków i spękań. Wciąż pracują. Projektant zaznacza, że nigdy nie wiadomo, w którą pójdą stronę, jak się zmienią. Są dzięki temu unikalne. Jego prace mają już zapewnione miejsce w wielu muzealnych kolekcjach i są bardzo cenione. A że 8200 euro za sosjerkę to dużo? Za to jak się nią nalewa!
Tekst: Beata Majchrowska
Zdjęcia: Studio Aldo Bakker
reklama