Kiedy pewnego wieczoru jechałem tramwajem i zaglądałem w okna domów, przestraszyłem się, jak ciemne i ponure są kopenhaskie wnętrza. Meble, dywany nie mają żadnego znaczenia, najważniejsze powinny być lampy. Nie potrzeba dużo pieniędzy, by dobrze oświetlić pokój, potrzeba tylko odrobiny kultury – tak, nie przebierając w słowach, pisał Poul Henningsen. Nieprzejednany krytyk sztuki (na łamach „Kritisk Revy” polemizował z mieszczańskim konserwatyzmem), architektury i społeczeństwa. Ale przede wszystkim mistrz oświetlenia, który zrewolucjonizował duńskie wzornictwo.
Wychował się w nowoczesnej, artystycznej rodzinie (matka była aktorką, ojciec satyrykiem), w cieniu naftowej lampy. Gdy po raz pierwszy usiadł pod elektrycznym żyrandolem, poraził go sztuczny, jaskrawy blask żarówek. Zdecydowanie nie przypadł mu do gustu. Ale zamiast narzekać na współczesność, wziął się do pracy. Cel: zaprojektować taki żyrandol, który miałby równie nastrojowe i ciepłe światło co lampy naftowe. W 1925 roku powstał PH (od inicjałów dizajnera) zbudowany z trzech kloszy, które subtelnie oświetlały nie tylko stół, ale i cały pokój. PH zrobił furorę, szybko dołączyły do niego podobne w stylu lampy stojące i na biurko.
Na czym polegał geniusz Henningsena? Cóż, w kraju, w którym wszyscy cierpią na notoryczny brak słońca, lampowy biznes był nie lada gratką. Zachęcony pierwszym sukcesem, Poul zaczął pracować nad kolejnymi projektami; wszystkie zdobyły uznanie, choć nigdy nie skończył studiów na architekturze. Wkrótce PH przyćmił żyrandol Artichoke. Po angielsku znaczy karczoch, bo faktycznie karczocha przypomina: składa się z wielu aluminiowych „liści”, które zasłaniają żarówkę. Produkowany przez Louisa Poulsena, pozostaje do dziś jedną z najsłynniejszych ikon dizajnu. Nadal też stoi kopenhaska restauracja Langeline Pavilion, dla której karczoch powstał – jeśli chcecie zobaczyć lampę na żywo, koniecznie wybierzcie się tam na kolację. To staruszka, która wciąż jest na czasie.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: Square Space, Louis Poulsen
Nr 5 (113/2012)