Wyglądają jak lampy sprzed stuleci: kute, ze świecami, przypominają lampiony. Ale to tylko pozory. Bo pod tradycyjnym kształtem kryją się nowoczesne gadżety. Świece, choć z wosku, prawdziwe nie są, nigdy się nie topią, a zamiast knota mają żarówkę. Nawet natężenie światła można w nich ustawić. Oryginalne lampy zaprojektował Amerykanin Kevin Reilly.
– Światło powinno przywoływać wspomnienia – opowiada. – W dzień delikatne, w nocy z magiczną poświatą. Projektant mieszka w stanie Alabama i jest samoukiem. Nie kończył artystycznych szkół, nie terminował u żadnej sławy. Czasem zrobił jakiś stół sąsiadowi albo odnowił kredens dla kuzyna – nic nadzwyczajnego. Aż któregoś dnia, gdy miał akurat wolną chwilę, wyciągnął z garażu zepsutą lampę, wziął świecę i zaczął majsterkować. Tygodniami topił wosk, dodając do niego przeróżne specyfiki własnej produkcji. W końcu zawołał rodzinę i pokazał swoje dzieło – ni to średniowieczny kandelabr, ni to współczesny żyrandol. Ze świecami, które się nie zużywały. Pomysł szybko chwycił.
Nietypowymi lampami zainteresowała się firma Holly Hunt, zamówiła kilka, a gdy sprzedały się na pniu, zaproponowała Kevinowi współpracę. Ten wkrótce wynalazek opatentował i dziś po wosk, który się nie topi, zgłaszają się najróżniejsze fabryki. Garaż zamienił na studio, gdzie razem z kilkoma przyjaciółmi robi kinkiety, żyrandole i lampiony – ręcznie, głównie ze stali. – Chciałem nawiązać do dawnych epok – bo trochę jestem romantyczny – nie rezygnując ze zdobyczy cywilizacji – wyjaśnia Kevin. Udało się w stu procentach.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: APR Alexandra Public Relations