Do gliny trzeba anielskiej cierpliwości. Jest kapryśna, nie wybacza błędów. – Ale ja nie odpuszczam. Jak coś mi nie wychodzi, próbuję do skutku – opowiada Krystyna Kaszuba-Wacławek, ceramiczka i projektantka pieców kaflowych. O swojej pracy mówi, że to mieszanie chemii z alchemią. W pracowni niemal wszystko robi się ręcznie, nawet glinianą masę, choć można by kupić gotową w paczkach.
Projektantka ma upatrzone pokłady na Dolnym Śląsku, stamtąd sprowadza glinę ciężarówką. Potem materiał jest upłynniany, czyli czyszczony, przesiewany przez specjalne sita, żeby usunąć margiel (skałę), kawałki gipsu czy metalu. Masa na wszystko reaguje, inna jest jesienią, inna zimą. – Jeśli wielkim wałkiem nie wygnieciesz pęcherzyka powietrza na samym początku pracy, źle się to skończy. Na razie śpisz spokojnie, bo jeszcze nie widać skazy, dopiero za półtora miesiąca, gdy zacznie się wypalanie szkliwa, bąbel pęknie i wyrwie dziurę w kaflu – opowiada pani Krystyna. – Dlatego każde otwieranie pieca to wielkie emocje. Kafle ułożone bliżej grzałki czasem się za bardzo przypieką, a wtedy szkliwo ma inny połysk niż na kaflach ze środka pieca.
W pracowni pani Krystyny wszędzie unosi się biały pył. Na parapetach i podłodze stoją kule przypominające wulkaniczne planety z „Małego Księcia”. Na półkach, jak książki w bibliotece, kafle. Tu z wzorem secesyjnego drzewa, tam z koronkową serwetką, za które dostała nagrodę Prodeco. Zaprojektowała ich dziesiątki: do pieców, na ściany i fasady budynków. Ma też półeczki, gzymsy, cokoły, nawet kratki wentylacyjne, przypominające ceramiczną biżuterię. Białe, zielone, kobaltowe, pomarańczowe, czerwone. Te ostatnie kolory najtrudniej uzyskać, bo szkliwo szybko wypala się na brąz. Jeszcze gorsze są róże i żółcie, pod wpływem temperatury błyskawicznie robią się bure. W ogóle barwienie przypomina magiczny seans. Na surowym szkliwie maluje się tlenkami. Nie widać wtedy koloru. – Trzeba sobie wyobrazić, jaki będzie po wypaleniu – zdradza artystka. – Czasem udaje się od razu, a czasem za kolejnym podejściem.
Ale pani Krystynie chodzi nie tylko o kafle. Chciała robić piece artystyczne, dla pasjonatów, którzy marzą o kawałku sztuki w domu, a nie tylko obudowanym płytkami palenisku. – Dla wielu ludzi piec to sprawa osobista – mówi. – Angażują się, oglądają, niańczą te kafle, dobierają kolory, cieszą się, jak znajdą gdzieś na glinie odcisk palca, bo cenią ręczną robotę.
Tekst: Anna Ozdowska
Fotografie: Karolina Migurska, Elżbieta Socharska, archiwum prywatne artystki
Kontakt z artystką: www.manufakturaceramiczna.com.pl