Zwykle to on jest bohaterem, a ona tylko towarzyszką życia. Ale nie w tej bajce. Co prawda firmę założył mężczyzna, ale to kobieta rozsławiła ją na cały świat. Choć, trzeba przyznać, miała do pomocy kilku panów. A było tak.
On, Hans Knoll: Pochodził z niemieckiej rodziny, która od lat sprzedawała meble. Firmę założył dziadek, Wilhelm Knoll, w 1865 roku. Robił pikowane klubowe kanapy i fotele, które zamawiała królewska rodzina z Wirtembergii. Ojciec Hansa, Walter, też postawił na meble, ale lżejsze, robione z giętych rurek. Mimo kryzysu, sprzedawały się w zaskakujących ilościach. Dobra passa trwała jednak do czasu. Niemcy ogarnęła nazistowska propaganda i Hans źle się czuł w nowym państwie. Dopiero co skończył studia w Szwajcarii, gdzie zetknął się z architektami Bauhausu. Głowę miał pełną pomysłów, ale ręce wiązała mu zbliżająca się wojna. W 1938 roku wyemigrował do Ameryki. I tam poznał ją.
Ona, Florence Knoll: Koledzy wołali na nią Shu – od panieńskiego nazwiska Shust. Była po architekturze, gdzie poznała takich mistrzów, jak Mies van der Rohe czy Marcel Breuer. Drobna figura, chłopięca fryzurka. Pełna determinacji i zapału, twardo stąpała po ziemi. Musiała, bo los nie obdarzył jej ani fortuną, ani koneksjami. W wieku 12 lat trafiła do sierocińca. Szczęśliwie opiekunowie zauważyli talent do rysunku i posłali dziecko do artystycznej Kingswood School prowadzonej przez fińskiego architekta Eliela Saarinena. Już jako 14-latka zaprojektowała pierwszy dom. Została pupilką Saarinena, a ten nie tylko otworzył dziewczynce oczy na sztukę, ale i otoczył ojcowską miłością. Kiedy w 1943 roku spotkała Hansa, pracowała w jednej z nowojorskich pracowni architektonicznych.
Pobrali się trzy lata później i zaczęli rozkręcać biznes – meblową firmę Knoll, która postanowiła promować dobre modernistyczne wzornictwo. Pojawiły się pierwsze tkaniny i projekty wnętrz – Florence urządziła między innymi biuro-siedzibę rodziny Rockefeller. Ale dobra passa znów się skończyła – w 1955 roku Hans zginął w wypadku samochodowym. Nikt nie wierzył, że Florence zdoła sama pokierować firmą. Tymczasem nie tylko objęła stanowisko prezesa, ale i wypłynęła z marką na szerokie wody.
Oni: Powiedzmy szczerze – Knolla nie byłoby, gdyby nie dizajnerzy, którzy dla niego pracowali. Wielu z nich Florence poznała na studiach. W ten sposób ściągnęła do firmy Miesa van der Rohe, Marcela Breuera, Eero Saarinena i Harry’ego Bertoię. Dostawali zaliczki, dużo czasu i nieograniczone materiały – nic dziwnego, że tworzyli prawdziwe dzieła sztuki użytkowej. Weźmy choćby Diamond Chair. Autor, Bertoia, zajmował się głównie rzeźbą. Florence poprosiła, by z drutu, który wykorzystywał w swoich pracach, zrobił dla niej mebel. Dwa lata eksperymentował w pracowni-stodole w Pensylwanii. Efekt: ażurowe, druciane krzesło niczym artystyczna instalacja. Harry zwykł mawiać: „Jeżeli na nie spojrzysz, zobaczysz, że jest stworzone głównie z powietrza”.
Albo Tulip Chair. To z kolei dzieło Eero Saarinena. Fiński projektant pasjonował się najnowszymi materiałami. Krzesło Tulipan rozsławiło go na cały świat, choć sam był zawiedziony, że nie udało mu się wykonać projektu z jednego kawałka plastiku.
I znowu ona: Florence doglądała, podpowiadała i oceniała pomysły. Potrafiła przy tym zachęcić artystów do eksperymentów. Pewnego dnia poprosiła Saarinena, żeby zrobił wygodne krzesło jak „wielki koszyk z poduszek, w którym mogłabym się swobodnie skulić w kłębek”. Projektant wahał się. Podobał mu się nowy trend w dizajnie – organiczne formy – ale wolał zacząć od czegoś mniejszego. „Czemu nie wziąć byka za rogi?” – podjudzała Florence. Wiedziała, jak wejść facetowi na ambicję. Odpowiedzią był przepastny, czerwony fotel Womb.
Miała swoje wpływy. Na początku lat 60. tak pokierowała negocjacjami, że Knoll kupił firmę Gavina, a z nią prawdziwy diament – wzorowane na rowerowej ramie krzesło Wassily Marcela Breuera. Oczarowała też Miesa van der Roha, skoro ten przekazał jej prawa do fotela Barcelona®, pierwotnie zaprojektowanego na wystawę światową w 1929 roku, z myślą o hiszpańskiej parze królewskiej.
Co ciekawe, Florence niedługo rządziła firmą. Wkrótce Knolla sprzedała. Jednak do końca życia angażowała się w powstające projekty i to ona faktycznie za nie odpowiadała. W 2004 roku, choć w zaawansowanym wieku, przygotowała wystawę własnych mebli w Philadelphia Museum of Art. Bo sama też projektowała – jej dziećmi są między innymi skórzane Knoll Sofa i Lounge Chair, biurka i stoły na krzyżakach. I choć nigdy nie nazwała się dizajnerem ani architektem, gdyby nie ona, wiele ikon dizajnu nigdy by nie powstało.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Zdjęcia: Ilan Rubin – Art Dept, Knoll
reklama