Domy ubiera tak, jak siebie – kolorowo, z fantazją, z polotem. Sam najchętniej nosi fioletowe kimono, do tego boa i trzewiki obszyte białym futerkiem.
Carlo Rampazzi nie należy do żadnej konkretnej epoki. Ani do żadnego kraju. Jest w nim coś z markiza de Carabas, z Salvadora Dalego i trochę z weneckiego księcia – tak pisze o nim Olga Berluti, właścicielka marki butów dla mężczyzn. Projektant od wielu lat należy do założonego przez nią Swann Clubu, w którym spotykają się wielbiciele markowego obuwia.
Rampazzi zawsze wybiera najbardziej ekstrawaganckie modele: wysokie kozaki z wykładaną cholewą, takie jak nosili korsarze, skórzane mokasyny (koniecznie w kolorze zielonych alg), no i trzewiki obszyte białym futerkiem. Do tego zakłada kolorowe skarpetki w paski, pomarańczowy szalik albo boa. Całość uzupełnia jedwabne fioletowe kimono.
Podróżuje po całym świecie i wszędzie można zobaczyć jego projekty. Większe i mniejsze. Dla słynnego dubajskiego hotelu Burj Al Arab, najbardziej luksusowego na świecie, zrobił kolekcję mebli (na zaproszenie awangardowej firmy Colombo Stile). Urządził też butiki dla Berluti w Paryżu i Nowym Jorku i kilka schronisk turystycznych w Alpach.
Młody Carlo marzył o projektowaniu ubrań, ale ojciec inżynier namówił go, żeby został architektem wnętrz. W jego pracach można jednak odnaleźć ślady dawnej pasji. Przyjaciele mówią, że „ubiera domy tak, jak siebie”. Czyli kolorowo, bo lubi jaskrawe barwy i bogate zdobienia. Projekty Rampazziego można podsumować dwoma słowami: przepych i eklektyzm.
W domu nad Sekwaną ma zbiór „cytatów z różnych epok”: konsolka na siedmiu nóżkach – każda z innego okresu, stolik w stylu Ludwika XV sąsiaduje z łóżkiem art déco w kształcie łodzi. Na środku salonu dywan w panterkę. Przy drzwiach „komitet powitalny”, czyli kolekcja buldogów z papier mâché, a w rogu pod lampą ukrywa się wełniana owca.
Prowokacja? Rampazzi mówi, że dom pokazuje kolejne etapy jego życia, fascynacje i zauroczenia. – Dysonanse? – dziwi się. – Przecież każdy je w sobie nosi. Kiedy zabiera się za projektowanie, najpierw obowiązkowo musi poznać osobę, dla której będzie urządzał dom – jej charakter, przyzwyczajenia, upodobania. – Aranżowanie wnętrz to dawanie radości. Nie wystarczy czysta fantazja i pomysł. Potrzebne są silne podstawy, żeby osoba, dla której pracuję, czerpała przyjemność z mieszkania – uważa Rampazzi.
Nie zobaczymy go siedzącego bezczynnie. Inspiracji szuka nawet podczas spaceru z psem Roleksem, z którym spędza weekendy w St. Moritz. Nie uznaje pojęcia „czas wolny”, nie lubi odgórnie narzuconego odpoczynku. – Każda chwila jest dobra do tworzenia – tłumaczy. Najlepiej pracuje mu się nad wodą, blisko natury. Ale i tu długo nie potrafi wysiedzieć – chwyta za telefon i wydzwania do Berluti – nawet w środku nocy. A nazajutrz jest już w Paryżu i kupuje nową parę butów.
Tekst: Monika A. Utnik
Fotografie: Colombo Stile, Pracownia O & O, Showroom Noi Carlo Rampazzi & Sergio Villa
reklama