Słoneczna posiadłość
Ten dom powstał na przekór naszym czasom i z tęsknoty za przestrzenią w rozmiarze XXL. Jasny i czysty ma w sobie to, co Leszek ceni najbardziej – spokój!
Przestrzeń – według Leszka – jest dobrem dziś zapomnianym, rzadkim, coraz go mniej. To zwyczajnie luksus! A on przestrzeni potrzebował od zawsze. Szukał jej trzy lata. Na pierwszy ogień poszły podwarszawskie dwory i dworki, kompletne albo trochę zrujnowane. Potem gotów był zadowolić się starym parkiem, bo jak twierdzi dom można stworzyć szybko, ale otoczenia wokół nie, do tego potrzeba czasu. W promieniu stu kilometrów dość dokładnie przeszukał okolice Warszawy. W końcu w oko wpadła mu ziemia rolna. Niestety, ktoś go uprzedził i zostało już tylko kartoflisko nieopodal. Ale całkiem urokliwe.
Dowiedział się, że właścicielka handluje w pobliskim miasteczku pomidorami, odnalazł ją w jeden dzień i nauczony doświadczeniem błyskawicznie został właścicielem sześciohektarowego kartofliska z półmetrowymi bruzdami po pługu. I tak jego hodowany latami głód przestrzeni został zaspokojony.
Przestronny, nowoczesny dom wymyślili architekci z warszawskiej pracowni „Spychała i Partnerzy”. Na planie półkola powstał sześćsetmetrowy gmach, który naprawdę robi wielkie wrażenie. Prawie cały (pięćset metrów) jest parterem. Piętro to tylko jeden pokój i łazienka. Na dole dwustumetrowy salon, który w najwyższym punkcie ma siedem metrów, a w najniższym cztery i pół. Ogromne okna bez zasłon sprawiają, że dom wydaje się jeszcze większy.
Leszek nie miał sprecyzowanego gustu. – Nie jestem ani retro, ani ultranowoczesny, ale daleki od bibelotyzmu. Podoba mi się wszystko, co proste, bo prostota dobrze współgra z nowoczesnością – podkreśla. Wybrał więc sprawdzony Bauhaus. – Ten awangardowy w latach dwudziestych styl zweryfikował czas i uważam, że swoją urodę oraz przejrzystość bezapelacyjnie obronił – tłumaczy gospodarz.
Ale w tej ascetyczności Leszek chciał mieć coś kolorowego na ścianach. Pierwszy obraz, który zwrócił jego uwagę i wisi teraz w gabinecie, wypatrzył na wernisażu Michała Zaborowskiego. Była to „Wstydliwa”. Z miejsca zamówił u artysty pięć następnych i malarz przez półtora roku pracował nad ogromnymi płótnami specjalnie do tego domu. Tak powstała „Gorąca Andaluzja w kolorach spalonej ziemi”.
Obrazy w tym domu są nie tylko na ścianach. Wystarczy spojrzeć za okna, czyli na dawne kartoflisko, teraz doprowadzone do cywilizowanej formy ogrodu. Przygoda rozpoczęła się od pięciuset wywrotek ziemi rozsypanych na działce. Potem zapalony ogrodnik Michał Osmański zasadził tu kilka tysięcy drzewek i tak zaprojektował żywopłot, że o każdej porze roku można oglądać inne kolorowe widowisko.
Zresztą natura ma w tym domu znacznie więcej do powiedzenia. Wpływa na jego nastrój, zmienia go zgodnie z porami dnia i nocy, o porach roku nie wspominając. Gdy sztuczne światło miesza się ze zmierzchem, zachodzącym słońcem czy poświatą księżyca, w domu rozgrywa się spektakl jak w teatrze cieni. Według Leszka najpiękniej jest w czasie pełni. – Ograniczam się wtedy do zapalenia świec i moja męska dusza nowoczesnego romantyka jest w pełni usatysfakcjonowana.
Tekst i stylizacja: Ewa Orłoś
Fotografie: Joanna Siedlar