Projekty Josepha Karama

Lepiej dogaduję się z mężem, odkąd na nowo zaprojektowałeś nasz dom. Jesteśmy w sobie zakochani jak nastolatkowie, wyznała mi kiedyś na ucho jedna z klientek. Takie słowa są najlepszą nagrodą dla architekta – mówi Joseph Karam.

– Okazuje się, że od moich pomysłów może czasem zależeć czyjeś szczęście. Zresztą nie tylko właściciele domów dzwonią do niego z podziękowaniami, ale i restauratorzy, którym pomógł przyciągnąć gości.Tak było z knajpą "La musette" w rodzinnym Bejrucie. – Jedna część futurystyczna z podwieszanym sufitem z pleksiglasu, druga w stylu paryskiej bohemy. Tłumy zaczęły walić drzwiami i oknami. Dostałem nawet kartę stałego klienta – opowiada projektant.

A wszystko zaczęło się, gdy miał trzynaście lat. Sam urządził sobie sypialnię, a na kartce z zeszytu naszkicował wymarzony dom. – Dotąd go nie zbudowałem. Jestem jak szewc, co bez butów chodzi – żartuje. Karam urodził się w Libanie i tam skończył studia architektoniczne. Potem spróbował szczęścia w Paryżu.

Z powodzeniem: przyciągał prostymi wnętrzami i luksusowymi meblami, z lekką nutką Orientu (koronkowe oparcia krzeseł i ław są jak wschodnia arabeska). Dziś Joseph Karam ma biura nie tylko w Paryżu i rodzinnym Libanie, ale i w Moskwie. Pracę w rosyjskiej stolicy uważa zresztą za największe wyzwanie. – Setki zezwoleń na budowę, tysiące urzędniczych papierków, inspekcje – piekło. Przy tym wszystkim zaprojektowanie domu o powierzchni pięciu tysięcy metrów to był pryszcz.

Nie przepada za wielkomiejskim życiem. Zamiast apartamentu w ruchliwej metropolii wolałby zaprojektować małe miasteczko ze słodkimi domkami, w których ludzie żyją w zgodzie i przyjaźni. Pytany o to, co w domu jest najważniejsze, odpowiada: łazienka dla gości. – Nagle, wyrwany z towarzystwa, nasz gość zostaje sam na sam w czterech ścianach. To ważne, by wciąż czuł się dobrze – twierdzi Joseph. Wygodę i spokój przedkłada nad wszystko, nie lubi agresywnych kolorów, kształty nie mogą atakować. Bo wnętrze powinno głównie wyciszać.


Tekst: Monika Utnik-Strugała
Fotografie: www.josephkaram.com

Nr 8 (116/2012) 

reklama