Angielska wioska Chaddesley Corbett jak co roku w lutym przygotowuje się na oblężenie. Wszystko z powodu małych, niepozornych… przebiśniegów.
Sprawcami „kwiatowego” zamieszania na angielskiej prowincji (w okolicach Birmingham) jest małżeństwo Masonów – Olivia i David. Dwadzieścia lat temu kupili w środkowej Anglii nie za dużą działkę – kilka tysięcy metrów kwadratowych. Były na niej stare budynki gospodarcze, jakieś murki i parę grusz. – Postanowiliśmy spełnić marzenie naszego życia i założyć ogród – tłumaczy David. – Obydwoje kochamy rośliny, ale zawsze było na nie za mało miejsca. Teraz mogliśmy zaszaleć.
To szaleństwo związane jest z ciężką pracą, lecz Masonowie nie wyobrażają sobie innego życia. Nawet jeśli pada, a pada często, już od rana ruszają do swoich zajęć. David troszczy się o trawnik i przycinanie żywopłotów, sadzeniem nowych roślin zajmują się na spółkę, ale potem dogląda ich Olivia. Sporo czasu poświęcają też na odwiedzanie targów staroci. Udało im się zebrać niezłą kolekcję narzędzi ogrodniczych. Te najstarsze sięgają czasów królowej Wiktorii.
Na pytanie o przebiśniegi obydwoje się uśmiechają i przyznają do największej słabości. – Proszę zobaczyć to maleństwo – Dave pochyla się nad odmianą Snow White’s Gnome, która ledwo odstaje od ziemi. – Ale miodowy zapach niesie się na pół ogrodu. A tu mamy Flore Pleno z pełnymi główkami kwiatów. Lubię też Maximusy, bo nie trzeba się schylać, aby zobaczyć, jakie są piękne – śmieje się. Oczywiste więc było, że przebiśnieg zostanie znakiem firmowym ogrodu. Ale Masonowie zapraszają przez cały rok: na kwitnienie forsycji, potem żonkili, chwalą się paprociami Hardy, no i nie można przegapić orchidei…
Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Gap Photos