Dom, a właściwie chałupa między parkingiem a brzydkimi blokami w „niepokazowej” części Zakopanego. Latem zanurzony jest w ogrodzie tak bujnym, że prawie go nie widać. Za drewnianym leciwym płotem rozciąga się zupełnie inny świat. Kolorowy, ciepły i gościnny świat Eweliny Pęksowej.
Pani domu jest znaną artystką ludową, ale jej głównym zajęciem jest ogród. Maluje w wolnych chwilach, między pieleniem a przesadzaniem, najczęściej wieczorem i w nocy, kiedy nikt i nic jej nie przeszkadza.
Kwiaty to prawdziwa pasja malarki. Samych klematisów ma w ogródku 35 odmian, hiacyntów ponad 150. Ogród nie jest – broń Boże – rozplanowany raz na zawsze. Ciągle coś w nim zmienia, coś przesadza. – Teraz jest już łatwiej o sadzonki czy cebulki, bo prawie wszystko można u nas kupić, a kiedyś musiałam je zdobywać – mówi pani Ewelina.
Gdy przed laty zaczęła wyjeżdżać na zagraniczne wystawy ogrodnicze, z każdej przywoziła jakiś łup. Na granicy trzeba było uważać. Bez odpowiednich świadectw te roślinki traktowano jak groźny przemyt.
Kiedyś na przejściu granicznym na Łysej Polanie stoczyła prawdziwą bitwę o dalie – nie dla siebie, dla ogrodów miejskich. Celnik nie ustąpił i ona nie ustąpiła. W końcu po kilku godzinach Słowak zmiękł, choć miał już kwiaty topić w pobliskim potoku. Strzelistą dziewannę, niby tak swojską, przywiozła z Grecji. Tam rosła na ugorze.
Pani Ewelina kocha wszystkie kwiaty, choć jakoś do róży nie ma serca. Woli te, które kwitną przez całe lato. Wzdłuż domu wystawia skrzynki z begoniami, niektóre kwiaty mają już po 30 lat i cebulki są wielkie jak pięść. Kapryśna, zakopiańska pogoda czasami wiosną przegania gospodynię po kilka razy ze skrzynkami, gdy trzeba je szybko chować przed śniegiem. Dlatego zrobiła namiot z folii. W nim robi także rozsady. Kwiaty mają nie tylko własny „dom”, ale i własną wodę. Za chałupą stoją beczki na deszczówkę do podlewania.
Cóż, widoku na Giewont większość z nas może pani Ewelinie tylko pozazdrościć. Ale taki kwietny raj można stworzyć gdziekolwiek. Choć wymaga to wiele pracy i serca.
reklama