Ten ogród „uczesany” został po angielsku – jest tu i równiutko wystrzyżony trawnik, i najprawdziwsza dzika łąka.
Urządził go architekt i polityk Czesław Bielecki, który wcześniej podejrzał, jak to robią Anglicy.
Posiadłość w Bartoszówce to Duży Dom i Mały Dom (tak nazywają je właściciele), połączone zadaszonym tarasem. Jak w kresowej stanicy część ścian mają z kamienia, część oszalowana została deskami. Do tego jeszcze jeden budynek – kiedyś pracownia, dziś bawialnia dla dzieci z bufetem i stołem do ping-ponga. Architekturę otula zieleń.
Ta, podobnie jak projekt domu (posiadłość pokazywaliśmy w „Werandzie” 9/2007), jest wspólnym dziełem Czesława Bieleckiego i jego żony – Marii Twardowskiej, architekta wnętrz. Wszystko udało się idealnie, bo – w tym pierwszym przypadku – autorzy podglądali pomysły najlepszych: projektantki zieleni Gertrudy Jekyll, nazywanej „królową ogrodów”. Słynna Angielka traktowała ogrody jak obrazy, które „malowała” za pomocą roślin, a nie jak przestrzenie nimi obsadzone. Gdy połączyła siły z architektem Edwinem Lutyensem, team okazał się niedościgniony.
Ogród w Bartoszówce na wzór angielski miejscami bywa wypielęgnowany, miejscami bardziej naturalny. Przed domem pan Czesław urządził starannie przystrzyżony trawnik ze stuletnimi lipami i jaworami. Obok tarasu, który łączy dwa skrzydła domu, zaplanował płytkie oczko wodne, obsadził je trawami, pałkami i tatarakiem. Rosną w nim nenufary i lilie wodne. Stąd do ogrodu prowadzi alejka wyłożona płytami piaskowca ze Śmiłowa (okolice Gór Świętokrzyskich). Wytyczyły ją kępy tawuły, jałowca, perukowca. Perspektywę zamyka ogromny głaz.
Dopieszczona jest też zieleń na patio. Ta część zaprojektowana została na modłę dalekowschodnią – znajdziemy tu miniaturowy modrzew, dziką śliwę (strzyżona przybrała kształt parasola), magnolię i tulipanowiec. Są rododendrony i azalie, tuje i jałowce. Za stodołą króluje warzywnik i sad, a dalej roztacza się najprawdziwsza łąka.
Poszczególne części ogrodu wyznaczają ścieżki: na podjeździe wokół klombu z tujami i jałowcami ułożona została kostka bazaltowa i podkłady kolejowe. Parking przy bramie tworzy krata z podkładów porośnięta trawą. A do sadu prowadzi „patchwork” – między podkładami ułożono otoczaki, kostkę i trawę. W ogrodzie czeka jeszcze mnóstwo niespodzianek. No ale cóż, jak się ma działkę długą na prawie pół kilometra, można zaszaleć i czesać krajobraz jak Anglicy.
Tekst: Leszek Brzoza
Stylizacja: Barbara Dereń-Marzec
Fotografie: Kuba Pajewski