W tym ogrodzie najpiękniej jest zimą, gdy tęgie mrozy, szadź i szron zamieniają nagie drzewa i krzewy w prawdziwe klejnoty.
Oto namiastka Japonii we Wrocławiu – ogród, który już bardziej japoński być nie może, bo nie tylko został zaprojektowany przez fachowców z Japonii, ale też wykonany przez japońskich ogrodników, zaopatrzonych w narzędzia przywiezione z Kraju Kwitnącej Wiśni (mieli nawet własne tradycyjne obuwie tabi, przypominające skarpetę z oddzielonym dużym palcem).
Jego historia jest dość burzliwa, bo niczym feniks z popiołów odradzał się już dwa razy. Powstał z okazji Wystawy Światowej w 1913 roku na terenie Parku Szczytnickiego. Pomysłodawcą był sławny wówczas japonista, hrabia Fritz von Hochberg, który z japońskim ogrodnikiem Mankichi Arai stworzył namiastkę Japonii w ówczesnym Breslau. Gdy wystawa się skończyła, spora część wyposażenia ogrodu – jak herbaciarnia, trejaże, pergole – została zdemontowana. Pozostał za to pagórkowaty krajobraz, stawy i tysiące roślin.
Osiemdziesiąt lat później do ogrodu znów powrócili Japończycy, bo władze Wrocławia chciały mu przywrócić dawną świetność. Kiedy wszystko było już gotowe i park został otwarty, przyszła powódź stulecia (lipiec 1997 roku). Gdy woda opadła, wiele prac trzeba było rozpoczynać na nowo. Po kolejnych dwóch latach znowu pojawili się zwiedzający i odtąd szczęśliwie kataklizmy go omijają.
Ogrody japońskie należą do specyficznych, bo przez większość roku króluje w nich zieleń, a kwiaty można spotkać głównie wiosną – wiśnie, azalie i różaneczniki. Kolorów przybywa jesienią, gdy przebarwiają się liściaste klony, wiśnie, tawuły, azalie, mahonie i funkie. Zimą kolor zielony pojawia się tu za sprawą roślin zimozielonych (bukszpany, sosny, cisy). Do tego kobierce, które tworzą runianki japońskie, ale równie dobrze sprawiłby się nasz polski barwinek (w Japonii okrywy często tworzy mech, który w wilgotnym klimacie rozwija się znakomicie).
W grudniu najlepiej widać także fantazyjne kształty i kolory gałęzi (pędy bywają żółte, czerwone, a nawet fioletowe lub białe), czasem ozdobione owocami. Są również drzewa o malowniczej korze, jak trzmielina oskrzydlona, klon strzępiastokory, wiśnia piłkowana lub liczne brzozy. Dla Japończyków najważniejsze są liście i forma drzew oraz krzewów, stąd ich fantazyjne przycinanie. Oczywiście każda forma nadana drzewu ma być zbliżona do naturalnej, a ideałem jest, gdy dziesięcioletnia roślina wygląda jak stare, smagane przez wiatr drzewo.
W Polsce ogród japoński trudno jest zaprojektować, bo potrzebuje odpowiedniego tła. W połączeniu z architekturą naszych domów prezentuje się dość dziwnie. Wspaniale za to pasuje do nowoczesnych brył o prostych liniach i oszczędnym detalu.
Szczęśliwi są posiadacze dużych działek, w które taki ogród łatwiej wkomponować i ukryć wśród zieleni, ale i dla właścicieli mniejszych mamy dobrą wiadomość. Będzie się dobrze prezentował, gdy wydzielimy go za pomocą muru lub drewnianego ogrodzenia (bambus jest jak najbardziej na miejscu). Należy pamiętać, że ważna jest prostota i naturalność, czyli mur z czerwonej cegły nie będzie najszczęśliwszym rozwiązaniem. Nie jest to też tanie przedsięwzięcie.
Pewien mój znajomy był przerażony, że japoński ogrodnik doprowadzi go do bankructwa, bo powiedział, że na metr kwadratowy potrzeba kilkadziesiąt cisów! Wszystko za sprawą skłonności Japończyków do miniaturyzacji. Tak gęste posadzenie roślin niewątpliwie spowolni ich wzrost.
We wrocławskim ogrodzie japońskim każde miejsce i element mają swoje znaczenie, na ogół znane miłośnikom kultury japońskiej i samym Japończykom. Dla nas Europejczyków to po prostu piękna kompozycja. Nie starajmy się na siłę przenosić japońskiej sztuki ogrodowej na nasze działki.
Ogrody japońskie powstające przy polskich domach są najczęściej stylizowane, a nie w stylu japońskim. Przez to okazują się łatwiejsze do aranżacji, bo nie rządzą nimi liczne zasady i reguły. Pamiętajmy jednak, że pozostaje jedna i podstawowa prawda, która dotyczy właściwie każdego stylu – harmonia i umiar.
Tekst: Tomasz Grochowski
Fotografie: Lilianna Sokołowska
reklama