Kiedy Karen Watson zabrała się do urządzania Somerset Lodge, miała marne pojęcie o roślinach. Ale jest rzeźbiarką i to w zupełności wystarczyło, żeby stworzyć magiczny labirynt.

Dorastała we Frankfurcie nad Menem, studiowała rzeźbę, grafikę i litografię na Staatliche Kunstakademie w Düsseldorfie, potem miała praktyki w pracowni znanej niemieckiej ceramiczki Beate Kuhn, interesowała się też mozaiką. Kiedy wyszła za mąż za polityka Alana Watsona, lorda Richmondu, została lady i przeprowadziła się do Londynu.

Posiadłość w hrabstwie Somerset odziedziczyli kilkanaście lat temu. Ogród był wtedy znacznie mniejszy, ale dokupili kilka hektarów pól. Niespecjalnie zainteresowana wielką polityką (mąż jest nie lada szychą, szefował Partii Liberalnej, należy do Izby Lordów) właśnie tu, w Nunney, Karen postanowiła urządzić swoje studio. Figury, które w nim tworzy, to jednak za mało. W galerię żywych rzeźb zamieniła także ogród.

Artystka, dziewczyna z wielkiego miasta, nie miała właściwie żadnego doświadczenia, lecz wielka rzeźbiarska wrażliwość i ciekawość wystarczyły na dobry początek. Postanowiła także skorzystać z pomocy fachowców, nie tylko specjalistów od artystycznego przycinania krzewów, ale też historyka ogrodów Chrisa Bulla, który namówił ją, by mocno podkreśliła geometryczne linie roślin i zadbała o to, żeby z każdego ogrodowego pokoju roztaczał się piękny widok.

Kształty topiarów (ars topiaria to znana w czasach rzymskich umiejętność strzyżenia roślin w najrozmaitsze ozdobne kształty) podpatrzyła we włoskich rezydencjach. Tworzą niezwykle malowniczy miks piramid, stożków, walców, jaj i kul różnej wielkości i wysokości, powycinanych z cisów, tuj, jałowców, bukszpanów, mirtów, wawrzynów. Czujesz się wśród nich prawie jak w labiryncie – nigdy nie wiadomo, jaka niespodzianka czeka za rogiem.

Latem krawędzie, które tak wspaniale wyostrzają mróz i szadź, ustępują śródziemnomorskim kolorom i zapachom. Wkoło kwitną róże, łany lawendy, powojniki. Pełna harmonii część klasyczna płynnie przechodzi w dziką łąkę i sad pełen urokliwych jabłonek.

Wśród zielonych rzeźb stoją bajkowe postacie wyrzeźbione przez Karen, która inspiracji szuka w legendach, mitach (także chińskich, bo podróżowała po Azji i Dalekim Wschodzie) oraz świecie zwierząt. Jak sama mówi, stara się uchwycić ruch, energię, którą tryskają bohaterowie. Widać to świetnie, gdy przyjrzymy się jej pracom ustawionym wśród krzewów. Niektóre przycupnęły nawet na drzewach i ławkach.

Tekst i zdjęcia: Lynn Keddie/GAP Photo

Opracowanie: Joanna Halena 

reklama