Senne miasteczko Ilmington ożywa dwa razy do roku: wiosną, gdy kwitną sady, i jesienią, kiedy stuletnie drzewa owocują. Mieszkańcy okolicznych wsi, położonych na wzgórzach Cotswold, zjeżdżają do tutejszego kościoła, żeby zobaczyć „jabłkową” mapę zrobioną przez lokalną artystkę June Hobson. Widać na niej, gdzie były i nadal są w Ilmington stare ogrody. Potem spacerują po miasteczku w poszukiwaniu 38 gatunków rumianych owoców.

Krążąc po okolicy, nie sposób ominąć starej posiadłości, do której przylega normańska wieża. To 400-letni Ilmington Manor. Dom należy do rodziny Flower, która odratowała jabłonie i zasłynęła z hodowli – nomen omen – kwiatów. Właśnie wszystko zaczyna kwitnąć: łąki żonkili i krokusów, za chwilę róże (‘Marguerite Hilling’, ‘Louise Odier’, ‘Scarlet Fire’), potem szachownice, peonie, agapanty czy dimorfoteki.

Dom otoczony jest ogrodem, a właściwie… ogrodami. Na przykład zakątek z oczkiem wodnym: basen obłożony jest XV-wiecznymi płytami znalezionymi w okolicy, ozdobionymi sylwetkami ptaków, ryb i węży. Dookoła kwitnie żółta smagliczka, różowa diaskia, rosną goździki i słoneczniki, a po kamiennych murkach pną się bluszcze ‘Harold’ i ‘Glacier’. Z kolei w ogrodzie Kupidyna (nazwa wzięła się od rzeźby dwóch aniołków) na rabatach królują zioła, którym towarzyszą dorodne lilie. No i jest jeszcze ogród Buddy z uroczą ścieżką wysadzoną białymi ciemiernikami, penstemonami i kalinami wawrzynowatymi.

Działka lekko wspina się ku kamiennej stróżówce, po czym nagle otwiera na przestronny sad z jabłoniami i wiśniami. Podczas Apple Day (Dnia Jabłka) można go zwiedzać. Właściciele chętnie opowiadają wtedy anegdotę, jak to w 1934 roku odwiedził posiadłość król Jerzy V i z Ilmington zostało nadane przez radio jego bożonarodzeniowe orędzie.

Tekst i zdjęcia: James Kerr/The Garden Collection
Tłumaczenie: Monika Utnik-Strugała

reklama