Ogród ma 1700 metrów, ale wydaje się większy. Urządzony jest na wzór parku. Ma strefę brzóz, ziołowy zakątek, labirynt z żywopłotów grabowych. Angielskie róże oraz rzadko spotykane w Polsce figi i kiwi.
Jakie prezenty dostajecie na Dzień Matki? Perfumy, słodkości, kwiaty? Pięknie, ale mało oryginalnie. Małgorzacie Wiszniowskiej córka daje co roku... 500 dżdżownic kalifornijskich. Żeby bajecznie kolorowy ogród miał najlepszy nawóz na świecie.
Miejsce idealne na ogród
Sobótka to miejsce wymarzone dla roślin. Góra Ślęża chroni je przed podmuchami zachodniego wiatru. U Małgorzaty mają jak u Pana Boga w ogródku. Ale i tak cała rodzina co roku czeka na wiosnę. To wtedy zaczynają kwitnąć setki cebul. Pierwsze wychodzą krokusy, potem żonkile, wreszcie tulipany. – Co roku w październiku wsadzam nowe, a wiosną wypatruję, jaką tym razem zrobią mi niespodziankę. Natura to żywioł, nie wszystko da się zaplanować z linijką. Czasem kolory zaskakują – mówi Małgorzata.
Trawnik jak dywan: kwiatowe wzory we wszystkich kolorach
Jest ogrodnikiem amatorem, na co dzień uczy malarstwa i rysunku w Wałbrzychu. – Pośrodku, jak dywan, leży trawnik pełen kwiatów. Na początku miał być dziką łąką z rumiankami, chabrami i stokrotkami, ale odbijały tylko agresywne trawy, które wszystko zagłuszały. Próbowała dosadzać łąkowe kwiaty, niestety zostawały wyłącznie mlecze. Uznała więc, że nie będzie walczyć, i zaczęła eksperymentować.
Wsadziła setki krokusów i żonkili, które przywiozła z Anglii oraz różne gatunki tulipanów. – Chciałam, żeby miały taki sam kolor, ale zamawiałam je w internecie i przysłano mi coś innego, więc machnęłam ręką. Najwyraźniej reżim kolorystyczny nie był nam pisany... Łąkę trzeba kosić, i to tradycyjnie. Kosy kupiła, gorzej było ze znalezieniem kogoś, kto potrafiłby je wyklepać i naostrzyć. – Na szczęście mamy pomocnika, pana Mietka. Gdy kwiaty przekwitną, urządzam piknik z grillem i cała rodzina kosi. To ważne, aby cebulom za bardzo nie wybujały liście. Inaczej w przyszłym roku będą rachityczne.
Ogród urządzony na wzór parku
Ogród ma 1700 metrów, ale wydaje się większy. – Pewnie dlatego, że urządziliśmy go na wzór parku. Ma strefę brzóz, ziołowy zakątek, labirynt z żywopłotów grabowych i świecznikowo przycinanych jabłoni i grusz. Angielskie róże Małgorzata przywiozła od koleżanki w plecaku, ma też olbrzymią starą wisterię, akanty, paulownię z liśćmi w kształcie serc, rozmaryny oraz rzadko spotykane w Polsce figi i kiwi. – Nie wierzyliśmy, że przetrwają zimę i zaczną owocować, a tu proszę!
Ona dobiera kolory, komponuje ogród jak obraz, mąż, profesor politologii, jest dobry w pracach precyzyjnych – przycina drzewka. – Przez pierwsze trzy lata nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie zrobi się pięknie – wspomina Małgorzata. – Musiałam poczekać kolejne trzy, zanim powiedziałam: jest nieźle.
Tekst: Joanna Halena
Zdjęcia: Mariusz Purta