Angielski trawnik i polska łąka

Ogrody małe i duże

Spacery nad Wisłą zrobiły swoje. James i Ginna po powrocie do domu zatęsknili za... łąką.

Państwo Price przeprowadzkę z Warszawy do Anglii zaczęli od zakupów. Szukali domu z ogrodem i to nie byle jakim – miał być trochę dziki i przypominać łąkę albo nadrzeczne łęgi. Takie sielskie krajobrazy przypadły im do gustu po dwóch latach pobytu w Polsce. – Mąż był na placówce, wynajęliśmy dom na skarpie wiślanej i często chodziliśmy na spacery po okolicy. Na wpół dzikie, opuszczone ogrody działkowe, pola maków i chabrów miały w sobie coś romantycznego, przypominały Anglię i powieści Jane Austin – opowiada zachwycona Ginna.

Wymarzony, XVII-wieczny dom znaleźli w Pettifers pod Oksfordem. Z ogrodem, który na pierwszy rzut oka zdawał się być taki, jakiego szukali. Jednak to wrażenie okazało się zwodnicze, bo nową siedzibę kupowali zimą. Gdy tylko stopniał śnieg, zobaczyli, że posiadłość otoczona jest półtoraakrową działką, zarośniętą pokrzywami, krzewami i drzewkami samosiejkami.

Gospodarze zdecydowali się na krok drastyczny: wyciąć wszystko i posadzić od nowa. – Nigdy nie urządzałam ogrodu. Przeczytałam kilka poradników, radziłam się przyjaciół i wciąż miałam przed oczami nadwiślańskie łąki. No i jeszcze chciałam, by wszystko kwitło przez okrągły rok – wspomina Ginna. W Anglii, gdzie klimat jest łagodny, takie marzenia się spełniają.

Ogród w naturalny sposób łączy się z otaczającymi go polami i wzgórzami. Wychodząc z domu, widzimy zaledwie niewielką jego część z wypielęgnowanymi roślinami. Dopiero gdy miniemy trawnik porośnięty krzewami i zejdziemy po kamiennych schodach, zaczyna się zupełnie inny świat – pieczołowicie zaplanowane grządki sąsiadują z ukwieconą łąką.

Wiosna w Pettifers zaczyna się w grudniu, gdy spod ziemi wyglądają żonkile – specjalna wczesna odmiana. Miesiąc później zapełnia się grządka z krokusami, a w pobliżu wyrastają przebiśniegi i ranniki zimowe. W marcu pojawiają się kolejne żonkile oraz narcyzy i szafirki. W końcu przychodzi pora na ciemierniki, a latem ogród mieni się już tęczą barw. Kwitną irysy, maki i peonie. To najpiękniejsza pora.

Właśnie wtedy państwo Price organizują „Dni otwartych drzwi” – do ogrodu oczywiście. Kto chce, może przyjść, pospacerować, pooglądać i popodglądać. Chętnych nigdy nie brakuje. – Kiedyś jeden z przyjaciół powiedział, że ogród wygląda, jakby był tu od trzystu lat. Poczułam się szczęśliwa, bo czy może być lepszy komplement? – mówi z dumą Ginna.


Tekst: Sally Griffiths/Redcover
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Hugh Palmer/Redcover

reklama