Wiekowe, bo 200-letnie sosny, dęby i graby rzucają głęboki cień, w którym chętnie pną się do góry lubiące trochę cienia hortensje, hosty i rododendrony.
W latach 20. XIX wieku hrabia Adam Branicki popadł w długi i, żeby się ratować, podzielił stary las na duże działki, tworząc założenia modnego wówczas miasta lasu i miasta ogrodu. Nowi właściciele, profesorzy i fabrykanci warszawscy, stawiali tu domy letniskowe i wczasowali w nich z całymi rodzinami. Jesienią wszyscy wracali do stolicy, a domów pilnowali stróże.
W czasie wojny i po niej wiele rodzin zamieszkało w nich na stałe. Większe wille „dokwaterowano”, a opuszczone domy zasiedlono uciekinierami ze stolicy i miejscowymi, którzy zrujnowali je skuteczniej niż wojna. Działki zaczęto dzielić na mniejsze, drzewa wycinać, by nie rzucały cienia na domki w niczym nieprzypominające urokliwych letnisk. Mimo to wiele pięknych miejsc i sporo starego drzewostanu przetrwało. Jesteśmy w jednym z takich ogrodów... Wokół willi Kropka, której pierwsze wcielenie opisywała bywająca tu często u swojego szwagrostwa Maria Dąbrowska, wciąż rosną te same drzewa, które rysowała w swoich „Dziennikach”.
Właśnie w tych wysokich jak katedry leśnych drzewach nowi właściciele zakochani są najbardziej. Nawet do głowy im nie przyszło, by wyrównać poszycie leśne i zasiać pod nimi trawkę. Pomysł na ogród był prosty: las jest dzikim lasem, pełnym dzikich traw, chwastów i ziół. Tylko przy domu, który stoi na niewielkim podwyższeniu, królują rośliny słońca. Resztę prawie hektarowej działki opanowały rośliny cienia.
Na wiosnę między drzewami zachwycają biały dywan zawilców i plamy wonnych fiołków. Potem na polankach kwitną konwalie ogrodowe i leśne, barwinek, dziki czosnek, bluszczyk kurdybanek, który opanował każdy kąt pozbawiony słońca. Pozostawione są same sobie. Czasem tylko trzeba wyrywać z nich bluszcz, który chętnie zarósłby wszystko. Bliżej domu widać różne odmiany rododendronów, pachnących kalin, hortensji, hosty, rumianki i paprocie. A na rozległym tarasie obrzeżonym bukszpanowym żywopłotem miło usiąść pod pachnącymi wisteriami i pnącymi różami.
W najbardziej słonecznym miejscu ogrodu ukryty za grabowym płotkiem niewielki basen zachęca do kąpieli, a grill pod wiekowymi dereniami jest idealnym miejscem i spotkań, i dumania, i w słońcu, i w deszczu, przy płonącym palenisku. To miejsce jest piękne o każdej porze roku. Dlatego nikt stąd nie wyjeżdża latem. Tu są cień i spokój w gorące dni, gdy w niedalekim mieście nieznośny upał. Tak jak kiedyś.
Tekst: Teresa Jaskierny
Zdjęcia: Mariusz Purta