Od telewizji w skrzynkach do 3D

Mylił się ten, kto sądził, że telewizja nigdy nie będzie konkurencją dla radia.

O mały włos telewizor nie byłby telewizorem, jaki znamy. Do opisania nowego zjawiska przesyłania ruchomego obrazu z jednego miejsca w drugie konkurowało wiele nazw: od proponowanego przez polskich wynalazców telektroskopu, przez radiowizję i elektryczny teleskop, po wizualne słuchanie. To ostatnie określenie pasowało jak ulał. Bo brytyjska BBC, rozpoczynając emisję programu telewizyjnego, miała do dyspozycji tylko jeden nadajnik. Oznaczało to, że najpierw nadawano dwie minuty obrazu, a potem… dwie minuty „brakującego” dźwięku.

20 skrzynek

Telewizja przyszła w skrzynkach. Skrzynki były drewniane, ładnie pomalowane, miały przełącznik i dwa pokrętła. Po jednej stronie zamontowany był okrągły głośnik, po drugiej – wypukły wizjer. To model B, stworzony przez Johna Logie’ego Bairda. I choć powstało go ledwie 20 sztuk, to do historii przeszedł jako pierwszy odbiornik telewizyjny wyprodukowany… masowo.
Pierwsze telewizory nie były tanie, jakość sygnału słaba, a transmisję oglądało się na ekraniku o średnicy kilku centymetrów. Prezenter telewizyjny, Leslie Mitchell, wspominał: „Na ekranie widać było małego facecika z krzywymi nogami i w meloniku. Spytałem: – Kto to jest, do cholery? Powiedzieli mi: – To ty”.

Sensacją okazało się pojawianie luksusowego modelu firmy W.C. Rawls & Co. O jego luksusie świadczyły: piękna dębowa obudowa i to, że ekran miał 11 cali – tyle, co dziś nieduży laptop. Większy ekran nie gwarantował jednak lepszej jakości. Do tego potrzeba było wynalezienia lampy kineskopowej. Dzięki niej drewniane skrzynki z niewielkim rybim okiem urosły do rozmiarów sporej komody z prostokątnym ekranem.

W 1936 roku BBC wprowadziła programy na żywo i telewizja zyskała na popularności. Tego samego roku w Warszawie na budynku Prudentialu zamontowano pierwszy nadajnik. Pierwsza publiczna transmisja odbyła się pięć dni przed wybuchem wojny – w programie wystąpił Mieczysław Fogg, a potem widzowie zobaczyli Jadwigę Smosarską w „Barbarze Radziwiłłównie”.

600 milionów widzów

„Telewizja nigdy nie będzie konkurencją dla radia” – grzmiał w 1939 roku „New York Times”. – „Ludzie muszą siedzieć i wpatrywać się w ekran, a przeciętna amerykańska rodzina nie ma na to czasu”.

Równo 30 lat potem 600 milionów ludzi nie mogło się oderwać od telewizorów – pierwszy człowiek stawiał właśnie stopę na Księżycu. Gdy Amerykanie żegnali zamordowanego prezydenta Kennedy’ego, w całym kraju grało ponad 40 milionów telewizorów. W 1953 roku dzięki telewizji na oczach ponad 20 milionów Anglików Elżbieta Aleksandra Maria z Windsorów składała królewską przysięgę przed arcybiskupem Canterbury…

Tysiące kolorów

Już na samym początku historii telewizji eksperymentowano z przekazywaniem kolorowego obrazu, ale ciągle pojawiały się jakieś techniczne problemy. Jeszcze w 1956 roku dyrektor koncernu General Electric tłumaczył, że „jeśli masz w domu kolorowy telewizor, musisz również mieszkać z inżynierem”. Pierwszy kolorowy telewizor, Westinghouse, pojawił się dwa lata wcześniej. Firma zamieściła reklamę w „New York Timesie”, ale nie sprzedała ani jednego egzemplarza. A pierwsi kupcy znaleźli się, dopiero kiedy obniżono cenę odbiornika.

Łatwej drogi do naszego domu nie miał też pilot. Wprawdzie bezprzewodową kontrolę na odległość pod koniec XIX wieku opatentował Nikola Tesla, ale w przypadku telewizji nastręczało to problemów. Pierwszy pilot był… zwykłą latarką. W rogach telewizora umieszczono fotokomórki (po parze na zmianę programu i regulację głośności), na które kierowało się snop światła. Rozwiązanie okazało się zawodne i kanały zmieniały się pod wpływem promieni słonecznych. Przejście na ultradźwięki też nie było łatwe, bo piloty miały wielkość pudełka na buty i kosztowały 1/3 ceny telewizora.

Telegazeta, LCD, plazma, dostęp do internetu – rozwój telewizji nie dobiegł jeszcze końca. Po superpłaskich ekranach, cyfrowym nadawaniu, milionach kolorów przyszedł czas na telewizję 3D. Reżyser James Cameron, który w tej technice nakręcił film „Avatar”, nazwał ją przyszłością. Czy ma rację? To dopiero się okaże. Ale gdyby coś poszło nie tak, można posłuchać rady Groucho Marksa. – Gdy ktoś włącza odbiornik – mówił – ja wychodzę do drugiego pokoju poczytać książkę.
Bo telewizja ma niewątpliwe wartości edukacyjne.

Tekst: Stanisław Gieżyński
Zdjęcia: Forum, Getty Images/FPM, Living4Media/Free, East News, Fotochannels/Corbis, materiał promocyjny, Wikipedia

reklama