Nazywano je zawsze tygodniem cudów. W tym roku jednak na słynnych targach czarów dizajnu nie było. Królowały drewno i spokojne, jasne kolory.

W salonie Boffi tłum. Nic dziwnego, łazienkowe i ku­chenne pomysły tej firmy często podchwytują inni. Co proponuje w tym roku? Nowoczesne, klasyczne kształty i... vintage. Nic tak nie podkreśla prostoty, jak mieszczańskie porcelanowe serwisy, srebra czy kryształy.

Grupka studentów ogląda prysznic przypominający rurę i pilnie notuje coś w kajetach.

Przez secesyjne podwórko przechodzimy do Missoni – firma uwodzi bajecznymi barwami i etnicznymi wzorami przypominającymi dziecięce szlaczki.

Design Week w Mediolanie to niezwykły czas. Tysiące gości szturmujących pawilony targowe Rho, wycieczki mówiące wszystkimi językami świata, biegające od sklepu do sklepu w pełnej butików i galerii ekskluzywnej dzielnicy Brera, nocne pokazy w industrialnej Tortonie. Obwieszone proporczykami targów miasto nie zasypia. Na stoiskach nie ma fajerwerków. Po czasach barokowych swawoli wyraźne uspokojenie i udoskonalanie dobrze sprzedających się modeli.

Barwy, poza bielami i surowymi odcieniami lnu, wełny czy skóry, to dymne tonacje niebieskiego zwane petroleum, żółcienie, zielenie oraz pomarańcz. Rzadko kto ma tyle odwagi, co miksująca od lat klasykę z nowoczesnością Creazioni. Do tego drewno – malowane tak, by było widać rysunek słojów. Im większe i bardziej nieregularne deski (tu nie do pobicia są Riva, Bizzotto, Arte Brotto), tym lepiej. Ma wyglądać naturalnie, organicznie.

Zdecydowanie mniej złoceń i rzeźbień, w cenie są za to kolorowe forniry. Gio Ponti z Molteni zestawia je jak klocki domina. Gości przyciąga magia firmy Knoll – dla niej projektowali tacy mistrzowie, jak Mies van der Rohe, Warren Platner, Eero Saarinen. Fotel Barcelona – w centrum stoiska – zachwyca, chociaż powstał przed wojną. Firma zapowiada, że go udoskonali, ale "broń Boże nie linię, bo po co poprawiać ideał". Dostanie nowe pianki, będzie wygodniejszy.

Jak zwykle prowokuje Philippe Starck. Lekarze nawołują do uprawiania sportów, a on – przewrotnie – projektuje dla Cassiny kanapę, którą nazywa My World. Można z niej nie schodzić – czytać, spać, słuchać, oglądać filmy, jeść. Ma lampkę, stację dokującą do iPada, półki na książki, stoliki. Rzeczywiście jest prywatnym „całym światem”. Nie mam wątpliwości, że szybko znajdzie naśladowców.

Tekst: Joanna Halena
Zdjęcia: materiały prasowe firm

reklama