Najsłynniejsze zdjęcia świata

Stała sobie, pokazując nogę. Prawą. Dla równowagi oparła na lewym biodrze lewą rękę. Co w tym dziwnego? A to, że Angelina Jolie trwała w takiej samej, raczej niewygodnej, pozie dość długo na ostatniej oscarowej gali. Już podczas rozdawnictwa filmowych honorów jeden z aktorów wyróżnionych statuetką sparodiował ustawienie pięknej Angie – co w jego wydaniu przeobraziło się w groteskę. Zaraz potem ruszyli do akcji internauci.

Kończyna A.J. zaczęła żyć własnym życiem. Zwielokrotniona (x 7) jak wachlarz; skopiowana w lustrzanym odbiciu i domontowana z drugiej strony aktorki; wkopiowana w Statuę Wolności i różne inne posągi. Słowem, zabawy z nogą dostarczyły niejednemu sporo uciechy.

Czy te nogi mogą kłamać

O akcji w necie dowiedziałam się na porannym nagraniu Tygodnika Kulturalnego, w telewizji, gdy prowadzący Michał Chaciński kazał nam przedstawiać się w pozie a la Angela. Taki żarcik. Nie minęły trzy godziny, kiedy dowcip przestał mnie śmieszyć.

Oto telefonują do mnie z Wiadomości TVP. Znowu sprawa gołej nogi Jolie. Proszą o komentarz: czy kadry z kopytkiem A.J. mogą zyskać rangę sztuki? Czy mają szansę stać się kultowymi fotami? Ja na to, że takiej możliwości nie ma. Rangę „kultowych” zyskały zdjęcia, których nie sposób zapomnieć. Symboliczne. Uwieczniające momenty szczególne – zaskakujące, śmieszne, przerażające. Obnażające ważne cechy bohatera. Czym różnią się od głośnych przedstawień malarskich bądź rzeźbiarskich? Wyłapaniem tego, co ulotne – sytuacja, grymas, gest.

Tymczasem Angelina sterczała z nogą odstawioną na bok czas dłuższy. Nic trudnego – uwiecznić. Czy to ujęcie wnosiło coś ciekawego do wizerunku aktorki? Nic a nic. Reasumując, Angie męczyła się (o ile był to trud) niepotrzebnie. Nie znajdzie się w puli zdjęć-ikon.

Co innego nogi MM! Te znane z najsłynniejszego kadru komedii zatytułowanej „Słomiany wdowiec”. Rok 1955, Marilyn staje na kracie wentylacyjnej metra; podmuch ciepłego powietrza unosi plisowaną spódniczkę jej sukienki wysoko, co pozwala podziwiać zgrabne łydki i ponętne uda, a nawet to, co powyżej… Aktorka wcale się nie peszy. Przeciwnie, z lubością powtarza scenę, igrając z niesforną spódniczką. Moment zauważa mało znany fotograf Arthur Felling, pseudo Weegee, Żyd galicyjski ze Złoczowa, amerykański emigrant od 1909 roku. Ten pionier fotoreportażu robi serię fotek, które obiegają świat. I oto rodzi się symbol seksu lat 50. – Marilyn Monroe w podwianej kiecce.

Te zdjęcia zapoczątkowały współpracę Weegee’go z Monroe. Dziś każda odbitka uzyskuje na aukcjach krociowe sumy. A biała sukienka? Też kultowa. W ubiegłym roku wystawiła ją na licytację 79-letnia aktorka Debbie Reynolds. Ciuszek poszedł za 4,6 mln dolarów, czyli prawie 13 mln zł.

Wściekłość i duma

Ten niezbyt sympatyczny gość swego czasu decydował o losach świata. Premier brytyjski Winston Churchill w czasie II wojny należał do najgroźniejszych przeciwników nazi: wybitny strateg, nieustępliwy, bezwzględny. Niestety, jego trudny charakter dawał się we znaki także sprzymierzeńcom. Polityk nie cierpiał pozować do zdjęć. To najsłynniejsze ujęcie, zatytułowane „Ryczący lew”, powstało w 1941 roku w Ottawie. Jego autor, Kanadyjczyk Yousuf Karsh, wziął Churchilla z zaskoczenia: wyrwał mu z ust cygaro, którego ten za nic nie chciał odłożyć. Wściekły polityk oparł rękę na biodrze i spojrzał na intruza tak, jakby miał go zaraz zamordować. Fotograf wykorzystał moment i… bojowa poza plus wściekły wzrok przeobraziły się w „Ryczącego lwa”.

O wiele efektowniej prezentował się Che – Ernesto Guevara, długowłosy przystojniak w berecie z pięcioramienną gwiazdą. Długo uchodził za nieprzejednanego rewolucjonistę, bojownika o prawa dla ciemiężonych. Znamy to ujęcie z graffiti na ścianach budynków, z plakatów, T-shirtów, gier komputerowych.

Fota, która stała się najpierw znakiem rozpoznawczym lewicowców całego świata, a następnie – motywem dekoracyjnym, ikoną popkultury. Kiedy powstało zdjęcie? W 1960 roku, gdy Amerykanie zatopili statek z dostawą radzieckiej broni. Zginęło wiele osób, którym honory oddał sam Fidel Castro. W tłumie przybyłym na miejsce katastrofy znalazł się także Che. Gdy wyłonił się z ludzkiej masy, Alberto Korda pstryknął mu dwa podobne portrety. Fotograf nie miał nic przeciwko wykorzystywaniu ich w ideowych celach – ale nie przewidział, że inni zarobią dzięki temu spore pieniądze. I że Che wcale nie był tak świetlaną postacią, za jaką uchodził…

Ekstrawagancje pilnie poszukiwane

Do historii przeszły też wąsy pewnego Hiszpana – Salvadora Dalego, bodaj pierwszego artysty-celebryty. Mistrz autoreklamy, potrafił zainteresować sobą media. Ba, przyciągał uwagę ludzi niezbyt zorientowanych w sztuce, lecz zafascynowanych jego ekstrawaganckim stylem bycia i życia.

Surrealistyczny Dali-look uchwycił w serii portretów Philippe Halsman, łotewsko-amerykański fotograf. W 1954 roku zrobił ponad 30 ujęć artysty z nawoskowanymi i podgiętymi do góry wąsiskami. Nietypowo potraktowany zarost plus wybałuszone oczy sprawiają, że twarz artysty nabiera niepokojącego, zarazem groteskowego wyglądu. Po prostu – ikona surrealizmu.

Dobrze, artyście zgrywa przystoi – ale jak mógł wygłupiać się geniusz, najtęższy umysł XX wieku, czyli Albert Einstein? A przecież kadr, na którym wielki fizyk wygląda jak stary łobuz pokazujący wszystkim język, to kolejna kultowa fotografia.

Czy jej autor, Arthur Sasse, przysłużył się nauce, czy raczej potwierdził powszechne mniemanie, że wielki rozum idzie w parze z różnymi odjazdami? Mniejsza z tym. Wizerunek Einsteina, niepokornego 72-latka (zdjęcie powstało podczas urodzinowego przyjęcia na uniwersytecie w Princeton) pokazuje ważne cechy charakteru uczonego: dowcip, lekceważenie rygorów, brak oporów przed niekonwencjonalnymi zachowaniami. Te zalety plus genialny umysł oraz wyobraźnia doprowadziły Alberta E. do wiekopomnych odkryć. Co do foty – oryginalna odbitka została sprzedana trzy lata temu za 74 tysiące dolarów.

Poszukiwane zielone oczy

Nie tylko fotografie sławnych ludzi wchodzą do fotograficznego kanonu. Oto buzia anonimowej (wtedy) dwunastolatki, afgańskiej muzułmanki sfotografowanej w pakistańskim obozie dla uchodźców. Wielkie zielone oczy, wyrażające rozpacz i strach, uwiecznił Steve McCurry w 1984 roku. Rok potem zielonooka piękność trafiła na okładkę „National Geographic” jako „Afgańska dziewczyna”. Od tamtej pory portret stał się najlepiej rozpoznawalnym zdjęciem magazynu, jego znakiem firmowym. No i symbolem afgańskiego konfliktu, krwawo tłumionego przez Rosjan.

Przez następnych 17 lat nikt nie znał danych dziewczyny. Wiadomo było tylko, że sierota, że jej rodzinę zabiły wojska radzieckie. W 2002 roku McCurry powrócił do tego samego obozu, szukając bohaterki zdjęcia. Wiedział, że musiała się zmienić – ale jej oczy nie! Dla ułatwienia porozwieszał w różnych miejscach historyczną podobiznę. Do fotografa zgłaszało się wiele kobiet, podając się za poszukiwaną; wielu mężczyzn twierdziło, że zielonooka jest ich żoną. Wreszcie udało się. Świat poznał jej imię: Sharbat Gula, co znaczy: dziewczyna słodkowodnych kwiatów.

Jak się okazało, pod koniec lat 80. wyszła za mąż; powiła cztery córki, z których jedna zmarła. Podczas tego ponownego spotkania McCurry wykonał jeszcze jeden wizerunek Afganki. Na focie z 2002 roku nie jest już tak piękna, lecz jej oczy zachowały niezwykłą barwę. Żeby nikt nie miał wątpliwości, trzyma egzemplarz „National Geographic” ze sobą na okładce.

Tekst Monika Małkowska
Fotografie: Magnum/Fotochannels, Photoshot/ONS, Maxppp/Forum, Getty Images/Flash Press Media, Topfoto/Forum, ONS, Fotochannels

reklama