Rozbawieni właściciele: „To architektoniczna orgia”.
Projektantka poważnie: „Taki miks stylów sam się prosił”.
O co tyle hałasu? O loft z koronkami i mieszczańskimi meblami.

Kiedy Anna Koszela, projektantka wnętrz, weszła po raz pierwszy do mieszkania na Ujazdowie (tuż obok warszawskich Łazienek), od razu zwróciła uwagę na ceglane ściany. – Skojarzyły mi się z loftem i postanowiłam iść tym tropem – wspomina. Najpierw chciała co prawda obłożyć je drewnem w kolorze ciemnego orzecha, ale szybko doszły z Jolą, właścicielką mieszkania, do wniosku, że cegła będzie ciekawsza. Jola postanowiła iść za ciosem i zaproponowała jeszcze, żeby ściana nad kominkiem imitowała beton. – Odkryłam, że lubię takie surowe klimaty – opowiada.

Właśnie wróciła z dyżuru w szpitalu na Powiślu. Co chwila zerka przez okno. Po drugiej stronie ulicy jest szkoła sześcioletniej córki Kasi. Gdy chmara dzieciaków wybiega z budynku, to znak, że czas wychodzić po małą. Jeszcze dziś wybierają się na skałki. Uczą się też gry na skrzypcach, do tego Kasia ćwiczy akrobatykę. Przy tylu dodatkowych zajęciach córki i długich dyżurach mamy nie sposób było dalej żyć na odległym Tarchominie. Półtora roku temu Jola zaczęła szukać czegoś bliżej centrum. Chciała mieszkać w Śródmieściu, a jednocześnie mieć za oknami dużo zieleni. Na Ujazdowie było idelanie.

Jola o pomoc w urządzaniu poprosiła Annę. Spodobały jej się surowe dodatki, które zaproponowała projektantka: gołe żarówki w gabinecie, „fabryczne” lampy nad wyspą w kuchni, kontakty ze stali szlachetnej. I grzejniki – jakby zdjęte z taśmy tuż przed lakierowaniem. Akceptowała wszystko bez mrugnięcia okiem. – Nawet to, że z białych kręconych schodów może z czasem zejść gdzieniegdzie farba, a stal chromowana na słynnej lampie Tolomeo straci połysk – opowiada projektantka. – To dobrze, mówiła, gdy widać na przedmiotach ząb czasu – wspomina rozbawiona.

Ale jakby eksperymentów było mało, industrialny charakter mieszkania panie postanowiły przełamać klasycznymi meblami. W holu stanął fotel z postarzanymi podłokietnikami i przecierana szafa we wnęce. Do jadalni wybrano mieszczański stół i krzesła oraz żyrandol od firmy Ludwik Styl w klimacie francuskim. W końcu zegar dworcowy, który Jola i Marek dostali w prezencie ślubnym. – Lubię takie miksy, gdy przenikają się różne światy – wyjaśnia Anna.

Dwupoziomowe mieszkanie na Ujazdowie idealnie nadawało się do takich szalonych eksperymentów. Z jednej strony – nowoczesna ruchliwa trasa na Czerniakowskiej, z drugiej – neoklasycystyczny pałac w Łazienkach. I pośrodku, gdzieś na przecięciu tych dwóch epok, blok z lat 50. z nadbudowanym dwa lata temu piętrem. Siedzimy przy stole, zajadając drożdżowe ciasto. Anna mówi, że bez wahania mogłaby sama się tu wprowadzić. Do dziś mieszkanie na Ujazdowie pokazuje klientom – taki wabik.

Dla Joli przenosiny szybko zaowocowały nowymi znajomościami. – Zaprzyjaźniliśmy się z sąsiadami zza ściany. Zaproszeni na kawę, przechodzili do nas przez taras – opowiada. – Teraz, niestety, na kilka lat wyemigrowali do Kataru. Przy okazji remontu odkryli też, że z mężem mają wspólnego kolegę. – Zaprosiliśmy do siebie stolarza, który miał nam zrobić meble w kuchni i przedpokoju – mówi Jola.

– Jak się okazało, oboje go doskonale znaliśmy: Marek jeszcze ze szkoły, ja z kursu nurkowania. Dopiero na Ujazdowie spotkaliśmy się po raz pierwszy we trójkę.


Tekst: Monika A. Utnik
Stylizacja: Izabela Skorupka
Fotografie: Rafał Lipski
Kontakt z projektantką: Anna Koszela, www.koszela.pl

reklama