Kronikarz ciekawych czasów
Miał umysł chłonny i oczy szeroko otwarte, co zobaczył, to namalował. Tak powstała kronika upadku Rzeczpospolitej. Jak na ironię – stworzona przez Francuza, Jana Piotra Norblina de la Gourdaine.
Bodaj by nam przyszło żyć w ciekawych czasach – powiada stare przekleństwo i nie wiadomo, czy to coś złego, czy może wprost przeciwnie. Otóż w samym środku takich właśnie „ciekawych czasów” znalazł się Jan Piotr Norblin de la Gourdaine, spolszczony Francuz.
Gdyby nie powstanie kościuszkowskie, uchwalenie Konstytucji 3 Maja i rozbiory Polski, zapamiętany by został pewnie głównie jako malarz i grafik przedstawiający idylliczne sceny z życia polskich magnatów i mniej różową egzystencję drobnej szlachty i chłopstwa. Bez owych tematów, stwierdza biograf artysty Tadeusz Rutkowski, ostałby się „pogrobowiec przedawnionej epoki, dekorator na zamówienie, prosty pastiszer kosmopolityczny, dla którego by starczyły cztery wiersze w leksykonie sztuki”.
Jan Norblin trafił do Polski dzięki Adamowi Czartoryskiemu. Miał lat 29, za sobą praktykę u Francesco Casanovy, malarza batalisty, brata słynnego awanturnika i kochanka. Historycy sztuki spekulowali, że może właśnie to doświadczenie sprawiło, że malarzem zainteresował się generał Czartoryski. Prawda wydaje się jednak o wiele bardziej banalna, a za wszystkim stoi raczej Izabela, małżonka księcia.
Zgodnie z panującą modą poszukiwała ona nadwornego malarza do dwóch celów: po pierwsze jako nauczyciela rysunku dla dzieci, po drugie dekoratora swojej nowej, letniej posiadłości. Spotkali się najprawdopodobniej w Londynie. Trudno dociec, dlaczego Norblin zgodził się na objęcie posady, dość powiedzieć, że w 1794 roku trafił do błękitnego pałacu Czartoryskich w Warszawie. Rozpoczął pracę jako nauczyciel rysunku i wkrótce dekorator nowej siedziby rodu na Powązkach.
Powązkowski dom Czartoryskich był ostatnim krzykiem światowej mody. Izabela nie była osobą wykształconą, ale nad wyraz pojętną i błyskotliwą. Co więcej, w mig chwytała obowiązujące trendy. Stąd też pod Warszawą wyrosła rodzima wersja Petit Trianon Marii Antoniny, z gotyckimi domkami, angielskimi ogrodami i strumieniami. „Lasek cienisty, woda czysta, widoki rozmaite, zieloność świeża, kwiatów mnóstwo – wszystko składało się na siedliszcze nasze” – pisała właścicielka we wspomnieniach.
Norblin dekorował wnętrza posiadłości, dokumentował też magnackie życie. Czy raczej – życie próżniacze, które dwór Czartoryskich uprawiał. „Zabawy w parku” czy „Menuet w ogrodzie” pokazują egzystencję szczęśliwą, pełną zabaw i pozbawioną troski. Widać w nich wpływ francuskiego rokokowego malarza Jean--Antoine’a Watteau, idealisty, prekursora romantyzmu i twórcy f˘tes galantes – zbiorowych scen przedstawiających zabawy magnaterii.
Norblin był zafascynowany jego twórczością, choć francuskie oświecenie odrzucało ją, stawiając na tematy realistyczne i mieszczańskie. Artysta, ze swoją romantyczną fantazją, był staromodny, doskonale jednak pasował do realiów magnackiej Polski.
Jednak nie poprzestawał na tematach „zleconych”. Był ciekawy świata, Polska zaś tego okresu jawiła się Europejczykom jako kraj tajemniczy, stojący na granicy fascynującego Orientu. Jan szybko pojął za żonę Polkę, Marię Tokarską. Potomstwo wychowywali po polsku. Sam czujnie obserwował otaczającą go rzeczywistość. Powstały setki szkiców przedstawiających życie odmienne od tego, które wiedli jaśnie państwo. Prace przedstawiają chłopów i chłopki, Żydów, drobnych szlachciców („Żydzi grający na cymbałach”, „Zebranie chłopskie w karczmie”). Powstał portret polskiego społeczeństwa, często lekko przerysowany i satyryczny.
Norblin traktował swoich modeli z przymrużeniem oka, jednak ostrze ironii skierowane było przede wszystkim w stronę warcholącej się szlachty. Seria prac przedstawiająca szlacheckie sejmiki to de facto obraz rozpadu Rzeczpospolitej. Szaraczkowie piją, kłócą się, sięgają do szabli. Artysta do perfekcji opanował sztukę miedziorytu, czerpiąc z tradycji Rembrandta. Wiele z jego prac było inspirowanych sztychami holenderskiego mistrza, np. „Sprzedawca trutki na szczury”.
Efektowne zdobienia Powązek Czartoryskich zwróciły uwagę księżnej Heleny Radziwiłłowej, przyjaciółki Izabeli. Ta druga „wypożyczyła” swojego malarza, by ozdabiał Arkadię – wiejską posiadłość w pobliżu Łowicza. Arkadia była jeszcze większą architektoniczną fantazją niż Powązki, pełną świątyń dumania, pomników cnót, zagajników, domków i antycznych ruin.
Te ostatnie sprowadzano znad Morza Śródziemnego. Nie na darmo wyzłośliwiał się Franciszek Zabłocki w „Fircyku w zalotach”, że jaśniepaństwo kopią borsucze jamy, wysiewają zielska i chwasty i „miała to być fantazyja niby angielska”. Norblin namalował dla Radziwiłłowej plafon „Jutrzenka”, z którego chlebodawczyni była wielce zadowolona, pisząc, że „dzieło jaśnieje świetnością sztuki Norblina”.
Podróżujący po Polsce u schyłku XVIII wieku Francuz Fortji de Piles tak oto przedstawiał pozycję sztuki w naszym kraju: „W Polsce artystów jest mało, a ci co są, pracują dla króla”. Norblin jest tu ciekawym przypadkiem. Wiadomo, że podarował Stanisławowi Augustowi kilka swoich prac, w tym scenki rodzajowe ∫ la Watteau, kobiecy akt oraz dziełko batalistyczne, przedstawiające bitwę pod Zborowem.
To ostatnie wisiało nawet na ścianie, choć jakości podobno było marnej, a namalowany król Jan Kazimierz zupełnie do siebie niepodobny. Nie ma jednak żadnych śladów królewskich portretów namalowanych przez Norblina, co świadczyłoby, że został dworskim malarzem. Jak wiadomo, artysta musi przypochlebiać się mecenasowi. W królewskich Łazienkach malował przede wszystkim scenki rodzajowe, głównie z przedstawień teatralnych. Prezentowano tam „wystawne balety, lekkie opery i francuskie tragedye”.
Norblin w życiu, ale i twórczości krążył między światem magnatów i biedoty. Jednocześnie z obrazami dworskimi powstawały prace przedstawiające Warszawę i okolice: targ na Pradze, targ koński, odpust na Bielanach. Rysował realistycznie, jednak zdarzały mu się wtręty rodem z idylli Watteau. W obrazie z Bielan drzewa są nienaturalnie smukłe i wyskubane, tak że ich korony tworzą baldachim nad postaciami.
Jednak ludzie są prawdziwi i uchwyceni w życiowych sytuacjach – takich jak zabawa, kłótnia, targowanie się. Rysunki swoje artysta podpisywał „Norblin fecit”, jednak w żartach niektóre szkice opatrzone były napisem „griboulle fecit”, czyli „gryzmoły”. Niektóre z tych gryzmołów dają świadectwo jego znajomości polskiego. Teresie, córce Czartoryskich, tak dedykował rysunek: „Kokanek dla panna Theresse”, na innym zaś napisał: „Swintyj Piotr, patron moi”.
Taki rodzaj sztuki uprawiałby pewnie do końca swych dni, gdyby w jego życie nie weszła historia. Wkroczyła dokładnie 3 maja 1791 roku, gdy Sejm Wielki uchwalał Konstytucję. Artysta był na miejscu, wszystko dokładnie narysował, dziełko zaś, z podpisem „Dzień treciego Maya MDCCXCI”, podarował Julianowi Ursynowi Niemcewiczowi.
Ten – być może za zgodą malarza – dał je niejakiemu Józefowi Łęskiemu, oficerowi i grafikowi amatorowi. Wykonał on płytę miedziorytniczą i drukował kopie upamiętniające wiekopomną chwilę. Poprawił jednak artystę, usuwając ze sceny warcholącego się posła Sucharzewskiego i dodając nieco publiki, bo „dam też więcey znajdowało się na sessyi”. Gotowe kopie szły po dwa czerwone złote. Nie wiadomo, czy Norblin dostał jakieś udziały w przedsięwzięciu.
W tym czasie artysta owdowiał. W 1794 roku pojął za żonę Marię Kopschównę, wdowę po generale Januszu Ilińskim. Była od niego młodsza o ponad dwadzieścia lat, jednak przez rodzinne intrygi całkowicie pozbawiona majątku. Rok drugiego ożenku okazał się także czasem wojennej zawieruchy. Wybuchło powstanie kościuszkowskie, Norblin został jego wiernym kronikarzem.
Malował bitwy pod Szczekocinami i Maciejowicami, wojska Kościuszki w Warszawie, wieszanie zdrajców i ich portretów, wreszcie upadek powstania i rzeź Pragi. Pojawiły się nawet plotki, że sam w przebraniu brał udział w walkach. Pewne jest jednak, że z Warszawy się nie ruszał, ale często obóz Kościuszki odwiedzał. Prezydent miasta dał mu nawet specjalny „paszport”, pozwalający na opuszczenie stolicy, gdyby Norblin „pragnął wyjść za interesem do obozu najwyższego naczelnika”.
Kościuszko – oprócz twórczej inspiracji – odegrał także w życiu malarza dość osobistą rolę. Po upadku insurekcji Norblin przez jakiś czas mieszkał u Czartoryskich w Puławach, by w końcu w 1804 roku wrócić na stałe do Paryża. Starszy pan cenił sobie najwyraźniej domowe wygody, co niezbyt odpowiadało o wiele młodszej małżonce. Wiadomo, że dochodziło do scysji i niesnasek. W całą aferę zaangażował się właśnie… generał Kościuszko, który stanął po stronie Marii. Jednak i ją starał się strofować, pisząc, że „trzeba zaniechać kaprysy, lubienie strojów, kompanie i balów”. Sprawa, zdaje się, została w końcu załagodzona.
Norblin wydał jeszcze we Francji dziełko „Costumes Polonaise”, zbiór rycin przedstawiających polską szlachtę i chłopów. Dla Francuzów miało ono nikły walor artystyczny, jednak po dziś dzień jest bogatym źródłem wiadomości dla etnologów. Sam Norblin dożył sędziwego wieku osiemdziesięciu pięciu lat. Zmarł 23 lutego 1830 roku. Kronikarz nie doczekał kolejnego istotnego zdarzenia w historii Polski – powstania listopadowego.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Wykorzystano: „Jan Piotr Norblin”, Alicja Kępińska;
„Norblin”, Zygmunt Batowski; „Norblin”, Tadeusz Rutkowski
Fotografie: katalogi aukcyjne, archiwa muzeów