Kiedy on wyrusza za morze, ona zabiera się za zmiany. Po powrocie czasem nie poznaje domu, ale na szczęście wszystko mu się podoba. No, prawie wszystko.

Pamiętacie słynną rozmowę z "Rejsu" inżyniera Mamonia z Sidorowskim?
– Snopki siana... Jedzą krowy... Chałupy przykryte okapem. O! Pies na uwięzi... O!
– Ta... Ta... W tak pięknych okolicznościach przyrody... I niepowtarzalnych...

Kupić, przerobić, zamieszkać...

Przypomniała mi się, gdy słuchałam opowieści Katarzyny i Zbyszka o tym, jak znaleźli pod Warszawą swoje idealne miejsce do mieszkania. Ich też urzekły takie piękne okoliczności. – Była wiosna, kwitły drzewa, a pod jednym z nich pasła się łaciata koza, jak w cudnym kolorowym śnie. Niewielu by się takiemu krajobrazowi oparło – wspominają. Dom Katarzyna zbudowała właściwie sama, bo Zbyszek musiał wracać do Norwegii, gdzie od lat prowadzi firmę budowlaną. Kupiła gotowy projekt i trochę go przerobiła. Po niespełna roku dom stał gotowy. Znacznie więcej czasu zajęło urządzanie. W końcu nigdzie się jej nie spieszyło, jak wspomnianym już bohaterom "Rejsu".

– Po co pośpiech? O ile przyjemniejsze jest wyszukiwanie każdego przedmiotu, budowanie klimatu, zestawianie ze sobą pozornie różnych rzeczy – mówi Kasia. – W końcu kiedy człowiek otoczony jest ładnymi przedmiotami, zmienia się i pięknieje od środka – dodaje.

Emocje kupowania... mebli

Ona na poszukiwania zapuszczała się nawet do Norwegii. – Stalowe łóżko z IKEA znalazłam na wyprzedaży garażowej. Spodobało mi się, a kosztowało tyle co nic – opowiada. – Pewnie o wiele łatwiej byłoby pójść do wielkiego centrum meblowego i kupić nowe, pasujące do siebie zestawy, tylko co to za satysfakcja? Nic nie zastąpi tych emocji, kiedy patrzysz na jakiś przedmiot i wiesz, że zrobisz wszystko, by go mieć – śmieje się.

Tak jak wtedy, gdy poszła do sklepu po serwetki, a natknęła się na upragniony kuchenny kredens. I co z tego, że wydawał się za wysoki. Albo innym razem, gdy na warszawskim Kole wypatrzyła XVIII-wieczny kominek z carskiej Rosji. Tu sprawa była bardziej skomplikowana, bo zakupowi sprzeciwiał się mąż.

– Wiedziałam, że nie odpuszczę, bo zwyczajnie się w tym piecu zakochałam. Po kryjomu dałam sprzedawcy zaliczkę i umówiłam się na następny dzień. Kiedy Zbyszek wyjechał, dokończyłam dzieła.

reklama

Tajemniczy kominek

Kominek wstawiła na strych i nakryła jakimiś szpargałami, musiała najpierw pozbyć się starego. Udało się. – Wyobraźcie sobie zdziwienie Zbyszka, kiedy wrócił do domu i zobaczył nowy kominek – opowiada rozbawiona Kasia. – Zresztą to nie był jedyny zakup, którego nie uzgadniałam z mężem – dodaje, puszczając oko. – Innym razem z targu staroci przywiozłam stare, pokryte czarnym nalotem widelce i łyżeczki. Zanim pokazałam je mężowi, musiały swoje odleżakować. Dopiero po kilku tygodniach Zbigniew obejrzał nasze nowe pięknie lśniące srebra.

Miarka się przebrała, gdy z Norwegii przywiozła XIX-wieczne pianino i przemalowała z lśniącej czerni na pistacjową zieleń. Tego Zbigniew nie wytrzymał i zablokował konto… – Do czasu, gdy pewnego razu przyjechał do Polski, wszedł do domu i usłyszał, jak nasza najstarsza córka gra Chopina.

POLECAMY: Niebiańska chata

Tekst i stylizacja: Aldona Bejnarowicz
Fotografie: Piotr Gęsicki