Modernistyczny dom z dekoracjami z faszyny. W ogrodzie plastikowy biały koń. Na ścianach wielkie płótna. I już nie ma wątpliwości – tutaj mieszka artysta.
Ten dom miał być przede wszystkim pracownią, o wygodzie nikt nie myślał. A miejsce na atelier wydawało się wymarzone: pięć hektarów działki (po osuszonym sto lat temu stawie) ze starym młynem, malowniczo położone w widłach dwóch rzeczek, niedaleko wysokiego brzegu Wisły.
Do stołu zasiedli Michał Zaborowski, malarz, właściciel Galerii Karowa, i Jerzy Kumelowski, architekt. Mieli wymyślić projekt idealny. Żadnych polskich dworków charakterystycznych dla tej okolicy, marzyła im się prosta bryła, ogromne przeszklenia, duże i wysokie pomieszczenia, tak by całość nie rozpraszała uwagi artysty przy pracy.
Miłe, niespieszne wieczory przy winie, luźne rozmowy – w takiej atmosferze obaj panowie budowali kolejne modele domu z pudełek po butach, perfumach i innych drobiazgach. Przypominało to dziecięcą zabawę, ale ideał został w końcu znaleziony – jednopiętrowy, wysoki na osiem metrów, modernistyczny dom z antresolą, na którą trafiła biblioteka i sypialnia z łazienką. Na dole najważniejsza jest pracownia, obok niej salon i kuchnia.
Od początku dała o sobie znać dobra energia miejsca – w końcu działkę kupił kilkadziesiąt lat temu ojciec artysty, też malarz, Andrzej Zaborowski. Nawet kraksa, która wydarzyła się na początku budowy, jeszcze bardziej zmobilizowała wszystkich do pracy. Teren okazał się dość niewdzięczny, z mocno niestabilnym gruntem – betoniarka, która tam wjechała, przewróciła się, robiąc ogromne zamieszanie. Nikt jednak nie myślał, by się poddawać. Stanęły mocne fundamenty, a budynek rósł w oczach i po roku był gotowy.
To wtedy do prac włączyła się druga połowa Michała, Ewa Wróblewska-Ziębińska, właścicielka sklepu Casa Mia. Urządziła wnętrza z wyczuciem, tak by znalazło się w nich miejsce zarówno na współczesne, jak i sentymentalne meble rodzinne. Uzupełniła je klasykami dizajnu od Le Corbusiera, Ludwiga Miesa van der Rohe czy Starcka.
Udała się też podłoga, którą wymyślił Michał, a przed którą ostrzegali go fachowcy. Kilka lat wcześniej w dąb rosnący na działce – pomnik przyrody – uderzył piorun. Drzewo pękło i uschło. Po niezliczonych formalnościach konserwator zgodził się na wycięcie. Michał wpadł na pomysł, żeby z drewna zrobić podłogę, ale stolarze ostrzegali, że drzewo rażone piorunem nie nadaje się do dalszego wykorzystania. Dziś cieszy się ze swojego uporu: – Piorun misternie odcisnął piętno na mojej podłodze. Ma niezliczoną ilość czarnych niteczek, które tworzą oryginalny wzór.
"Na budowie" wybuchła też wielka miłość zakończona hucznym weseliskiem. Michał kibicował zakochanej parze – góralowi, który u niego pracował, i córce sąsiadki. Wkrótce dostał zaproszenie na ślub. Wszyscy świetnie się bawili, co uznano za dobrą wróżbę dla domu.
Zresztą Michał ma szczęście do wesel. Kiedy znana aktorka brała ślub, artysta błysnął ułańską fantazją. Dekoracją na przyjęciu był biały plastikowy koń. Michał zapytał się, czy może go zabrać. Następnego dnia "odjechał" na nim do domu. Na dowód ma zdjęcie: widać załadowanego na samochód wierzchowca, a na nim dumnie siedzącego Michała.
Tekst i stylizacja: Ewa Orłoś
Fotografie: Cezary Hładki
Kontakt do artysty: www.galeriakarowa.pl
W warszawskiej galerii karowa do 21 czerwca można oglądać wybrane prace Elżbiety Radziwiłł, Krzystofa Augustina i Michała Zaborowskiego. Były one pokazywane na majowym wernisażu „Raz” w Soho Factory.
Nr 7 (115/2012)