Ona paryżanka, on berlińczyk. Spotkali się pewnego styczniowego popołudnia na stoku we włoskich Dolomitach.
Połączyła ich miłość do nart i marzenie, by raz na zawsze porzucić miejskie życie.
Pod młotek poszło jej mieszkanie nad Sekwaną i jego dom nad Sprewą. Starczyło na kupienie niewielkiego domu w Cortina d’Ampezzo, miasteczku okrzykniętym Królową Włoskich Dolomitów. To z powodu zjawiskowych krajobrazów, świetnych tras dla narciarzy, przepięknych pensjonatów i dziesiątek klimatycznych restauracji.
W trzy godziny dotrzeć stąd mogli do Wenecji, w zasięgu ręki – Werona i Padwa. Choć miejsce było genialne, dom pozostawiał sporo do życzenia. Zbudowano go w latach 60. i od tamtego czasu nie widział remontu. Ale ważne, że był. Aby postawić nowy, musieliby zdobyć milion pozwoleń, a i to nie gwarantowało powodzenia. Skromny budynek postanowili więc ciut powiększyć i wszystko od początku urządzić.
Architekta Claudia Mannini spotkali przypadkiem… oczywiście na stoku. Też był zapalonym narciarzem, doskonale znał okolicę i wiedział, co jest człowiekowi potrzebne, by po ciężkim dniu na deskach dobrze odpocząć. Wcześniej co prawda projektował wille na Sardynii i Lazurowym Wybrzeżu, a z górskimi domami doświadczenia nie miał – tym bardziej intrygujące wydało się zadanie. Czyż to nie fantastycznie doglądać przebudowy z nartami w bagażniku?
Cała trójka postawiła sobie pytanie, co jest potrzebne do szczęścia, kiedy mieszka się w takim kurorcie. – Oczywiście widok – powiedziała była paryżanka, która całe życie, wyglądając przez okno, widziała sąsiadkę w papilotach. – Luksus – stwierdził były berlińczyk, marzący o jacuzzi i kilku dizajnerskich przedmiotach. – No i trochę szaleństwa – dodał daleki od grzecznego projektowania Claudio. I tak malutkie okna w salonie zastąpiła tafla szkła. Zniknęły ścianki działowe, z wyjątkiem tych wyznaczających łazienki i sypialnie. W wykuszu przy największej sypialni stanęło wypasione jacuzzi. A serfowanie po stronach wielkich projektantów zaowocowało markowymi przedmiotami.
Odrobinę szaleństwa dały mocno nietypowe detale. Kiedy nasi narciarze po raz pierwszy weszli do domu, w konsternację wprawiły ich wiszące na ścianach rogi. Były dosłownie wszędzie, nawet w malutkiej toalecie. Na czas remontu trafiły do drewutni, ale zupełnie nie wiedzieli, co z nimi zrobić. Z kłopotu wybawił ich Claudio, wykorzystując niechciany materiał w projektach foteli, lamp, wieszaków. To taki ukłon w stronę stylu rustykalnego, ale z przymrużeniem oka.
Ostatnio – na stoku! – poznali czarującą architektkę krajobrazu. Wszystko wskazuje na to, że wiosną wezmą się za ogród.
Tekst: Karen Howes/ Interior Archive/ East News
Fotografie: Stefano Scata/ Interior Archive/East News
Tłumaczenie: Beata Woźniak