Historia marki Hermès

Jeśli ktoś nazywa się Hermès, tak jak bóg handlu i podróży, to zobowiązuje. Wymyśli najlepsze torby świata i sprzeda je w milionach egzemplarzy.

Jest wczesny poranek w Paryżu, okolice placu de la Concorde. Ludzie spieszą do pracy, inni rozglądają się za kafejką na poranną kawę z croissantem. Tymczasem przed jedną z witryn już przed dziesiątą ustawia się spora kolejka. To młodziutkie turystki z Azji czekają na otwarcie salonu Hermèsa. Zapewne kupią jedwabne chustki (powyżej 100 euro za sztukę), a może i torbę Kelly (tu ceny zaczynają się od 3,5 tys. euro). Ciekawe, że nie polują na hity ostatniego roku. Apaszkom dawno stuknęła siedemdziesiątka, a słynna torba właśnie obchodziła 90. urodziny. Jednak historia związana z tymi przedmiotami luksusu zaczęła się dużo wcześniej, bo w 1837 roku, od... siodeł.

Robił je w malutkim rymarskim zakładzie niemiecki emigrant Thierry Hermès. Zarobione pieniądze inwestował w najlepsze skóry i własne wykształcenie, aby swobodnie rozmawiać z klientami. Interes przejął syn Charles-Émile, który skończył dobre szkoły i zaczytywał się w dziełach Fryderyka Nie- tzschego. W życiu kierował się jego maksymą: „Nie ostawaj wśród równiny”. Podejmował więc nowe wyzwania. A ponieważ nastały czasy pary i linii kolejowych przybywało jak grzybów po deszczu, Hermès junior zaczął projektować torby dla podróżnych. I tak w 1892 roku pojawia się HAC – to od francuskiego skrótu „wysoka z paskami”.

Kolejny z Hermèsów, czyli Émile-Maurice, sam wyrusza w podróż. Wsiada do North Expressu i jedzie do Petersburga, po drodze zatrzymując się w większych miastach i zachwalając swój towar. W Polsce kupują od niego Radziwiłłowie, Czartoryscy, Poniatowscy. Kiedy w 1909 roku na ulicach Paryża pojawiają się pierwsze automobile, rodzina znów nie przegapia szansy. Kierowca musi mieć przecież rękawiczki ze skóry renifera, antylopy czy strusia, skórzany ochraniacz na zegarek czy torbę Bugatti. Z czasem potrzebne będą pled, kosz piknikowy ze srebrnymi kubkami w skórzanym etui i termosem. Interes kwitnie, Hermès kupuje więc dwupiętrową kamienicę niedaleko placu de la Concorde. Wypełnia go nie tylko towarem na sprzedaż, ale i sztuką.

W 1928 roku imperium zaczyna rządzić zięć Hermèsa, czyli Robert Dumas. To on stawia na jedwabne chustki dla dynamicznych kobiet (skąd my znamy ten slogan!). Ich tematyka związana jest z koleją, autami, żaglowcami i końmi. Do dziś sprzedają się wyśmienicie, podobno co 25 sekund jedna! Strzałem w dziesiątkę są także intensywnie pomarańczowe opakowania i brązowe wstążki, bo panie z luksusowymi zakupami widać już z daleka. Wyjątkowo szczęśliwy jest dla marki 1956 rok i okładka magazynu „Life”. Pojawia się na niej zdjęcie Grace Kelly, świeżo upieczonej księżnej Monako, z torebką Her-mèsa. Lepszej reklamy mieć nie można.
Potem Hermès interesuje się sztuką stołu, bo jeśli żyć luksusowo, to nie tylko w podróży. Dopieszcza również panów, proponując kaszmirowe swetry i krawaty z wariacjami na temat litery H. A zapraszając do współpracy szalonego projektanta Jeana Paula Gaultier, robi ukłon w stronę bogatej młodzieży. Ciuchy Hermèsa stają się cool, a kolejka przed sklepem wpisuje się w klimat Paryża. Bo torebek jest za mało. Każdą robi się ręcznie ze skóry rekina, krokodyla, strusia, jaszczurki albo... z plastiku. Nić jest lniana, igła wbijana dokładnie pod kątem 45 stopni, a szef delikatnie wyklepany młotkiem. Po tym poznamy oryginał.

Tekst: Beata Woźniak
Zdjęcia: Getty Images, Magnum Photos/Fotochannels, materiały prasowe, Mjs, Wikimedia, www.1stdibs.com
Korzystałam z książki Yanna Kerlau „Dynastie, które stworzyły luksus”­

reklama