Sto lat temu w każdym pokoju gnieździła się jedna rodzina. Aż tu nagle zjawili się czarodzieje i zamienili dom w ekskluzywną rezydencję dla Elizabeth Arden. Dziś można ją kupić za 14,5 mln dolarów.
Było ich dwóch: W. Seward Webb jr. (milioner) i Eliot Cross (architekt, autor projektów wielu nowojorskich drapaczy chmur, siedzib banków, hoteli etc). W 1920 roku postanowili kupić i przebudować nie jedną, ale 18 kamienic położonych wokół parku nad East River na Manhattanie. Potem zaś odsprzedać je po niebotycznych cenach.
Nowojorczycy stukali się w czoło, gazety wyśmiewały pomysł „wyprowadzki milionerów w sam środek slumsów”, ale Webb i Cross wiedzieli swoje. Kupili domy i park za 100 tys. dolarów. Rok później były warte co najmniej 10 razy tyle. Ustawiła się po nie kolejka chętnych – same wielkie nazwiska i grube portfele. Kameralny zespół kilkunastu superluksusowych rezydencji ze wspólnym, niedostępnym dla zwykłych śmiertelników ogrodem i widokiem na rzekę okazał się lepem na milionerów.
Dom nr 4 nie od razu trafił do Elizabeth Arden. Najpierw kupił go Frank Julian Sprague, „ojciec trakcji elektrycznej”. To dzięki jego pomysłom miasta zyskały szybki transport – w poziomie… i w pionie (windy elektryczne). I teraz pora na pierwszy skandal. Rezydencję urządziła jego żona, Rose, ale nie cieszyła się nią długo. Zmarła w 1929, a 10 miesięcy później jurny 72-latek brał już kolejny ślub – ze swoją młodszą o 40 lat pielęgniarką!
Młodożeńcy zapewne nie chcieli dzielić domu z rozgoryczonym duchem, bo szybciutko go sprzedali. Zmieniał właścicieli jeszcze wielokrotnie. Najsłynniejszym była Elizabeth Arden, założycielka imperium kosmetycznego. Kupiła go gdzieś między rozwodem z bankierem i ślubem z rosyjskim księciem, ale prawdopodobnie wcale w nim nie mieszkała. Dom traktowała jako lokatę kapitału – zarabiała na jego wynajmie. Posłużył jej dłużej niż drugi mąż – sprzedała go po dekadzie, a rosyjski książę „zużył się” raptem w dwa lata.
Ostatni właściciel rezydencji zafundował jej gruntowny remont, zachował historyczny wystrój, ale dodał np. supernowoczesną kuchnię, klimatyzację, system sterujący otwieraniem okien. No dobrze, to właściwie za co chcą te 14,5 miliona? Oprócz listy słynnych właścicieli, unikalnej lokalizacji, prywatnego parku, obłędnych widoków na zieleń i rzekę? Już wyliczam.
Sutton Place 4 ma siedem kondygnacji i do każdej dojedziemy windą. Jest piwnica – z pralnią, spiżarnią, składem wina oraz kwaterami dla służby, reprezentacyjny parter, są cztery piętra mieszkalne. Na ostatnich kondygnacjach znajduje się prawdziwe cudo, dwupoziomowy salon/biblioteka z dwoma ogromnymi tarasami. Superwysokie sufity, okna niemal na całą wysokość ścian… Przed erą klimatyzacji musiały tu być nie lada przeciągi. Nic dziwnego, że w domu zamontowano aż 7 kominków, także w łazienkach. Jest też mnóstwo mahoniowych paneli, którymi wyłożono większość pokoi. I luster. Ale nie zwykłych luster. Zwierciadłami w niklowanych oprawach obudowano m.in. trzy łazienki (na podłodze tych ostatnich zobaczymy belgijski czarny marmur). Cóż, ktokolwiek kupi ten niezwykły dom, zobaczy w nich naprawdę zadowolonego z siebie człowieka sukcesu. Chyba że podczas spaceru po prywatnym parku obejrzy dokładniej sąsiedni dom, należący kiedyś do samego Onassisa. Też jest na sprzedaż, za 30 milionów.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Zdjęcia: Evan Joseph/Elliman.com