Czy w XIX-wiecznej loży strzeleckiej można przywołać aurę Orientu? Oczywiście – wystarczy tylko pomyśleć o Szanghaju sprzed stu lat, dorzucić kolekcję fotografii hinduskich sadhu i... zainspirować się domem Yves Saint-Laurenta w Marrakeszu.

Podobno dawny właściciel domu miał w zwyczaju strzelać z okien do miejscowej zwierzyny – opowiada projektant David Champion. – Oczywiście jak już był w starszym wieku i nie mógł wychodzić na zewnątrz. Dziś śladami dawnych "dzikich" czasów są tylko myśliwskie trofea.

Chociaż, jak zapewnia pan domu, w okolicy ciągle są jelenie, bażanty i przepiórki. Ale strzelać do nich nie zamierza – raczej czatować w dobrych miejscach z lornetką w dłoni. Bo rozległy ogród pełen stupięćdziesięcioletnich dębów i brzóz wabi zwierzynę. żeby nadać mu bardziej naturalny wygląd, trzeba było się tylko pozbyć nadmiernej ilości rododendronów, które – nie wiedzieć czemu – były ulubionymi roślinami wiktoriańskiego społeczeństwa.

– Kiedy weszliśmy do tego domu, wydał nam się jakąś romantyczną fantazją w stylu Waltera Scotta i jego historycznych powieści – tłumaczy David. – Każdy pokój był w innym stylu, a ściany pokrywały grube warstwy tapet. Dom z czerwonego kamienia i granitu pochodzi z 1888 roku, ale wyglądał, jakby stał tu od pięciuset lat. David razem z dekoratorem wnętrz Hubertem Zandbergiem zabrali się do zdzierania kolejnych warstw tapet i wynoszenia starych mebli. Jedno, co pozostało po dawnych mieszkańcach, to "tematyczny" podział na pokoje. Oczywiście wszystkie zostały udekorowane na nowo.

– Moim ulubionym pomieszczeniem w tym domu jest pokój bilardowy – opowiada Hubert. – Chcieliśmy stworzyć w nim klimat dawnego Szanghaju, jeszcze z czasów kolonialnych. Coś w stylu oficerskiej mesy. – Kiedy dobieraliśmy meble i drobiazgi, miałem wrażenie, że to będzie bardzo męskie i seksowne wnętrze. A tymczasem wygląda na to, że najlepiej czują się tu kobiety – mówi. Dodaje jednak ze śmiechem, że najbardziej męskim pomieszczeniem w całym domu była oryginalnie... jadalnia połączona z pracownią.

To tutaj znajdowała się cała broń myśliwska i podręczny warsztat rusznikarski. Teraz nie ma po nich śladu, a duże wnętrze podzielono na dwie części. Z jednej strony są więc wygodne kanapy i fotele, idealne na rodzinne zgromadzenia, po przeciwnej znajduje się kącik biblioteczny z fotelami, lampami do czytania i grami planszowymi. Cały pokój stylem przypominać ma edwardiańską bawialnię. Stąd przechodzi się do kuchni – kolorowej i funkcjonalnej. Ciemnoczerwone ściany oraz pomalowane na zielono drewniane fronty szafek i boazeria wyglądałyby może smutno, gdyby nie towarzystwo białego kredensu i stołu z jasnego drewna.

– O, to jest mój ulubiony pokój – entuzjazmuje się Hubert, pokazując sypialnię na piętrze. Wygląda na to, że cały ten dom jest "jego ulubiony", co zresztą specjalnie nie dziwi. Pokój zalany jest światłem wpadającym przez wielkie okno, a leżąc na łożu, spod czerwonego baldachimu można podziwiać wspaniałe widoki.

– Dawny właściciel spałby tu pewnie ze swoją dwururką i czatował na zwierzynę – żartuje David. Kaszmir i plusz nadają sypialni ciepłą, orientalną atmosferę. Wystrój podporządkowany jest kolekcji fotografii przedstawiających sadhu, czyli indyjskich świętych mężów, którzy porzucili wszelkie ziemskie uciechy, by oddawać się medytacji. – Naszą inspiracją przy urządzaniu tego pokoju był dom Yves Saint-Laurenta w Majorelle w Marrakeszu – opowiada właściciel.

Na tym samym poziomie znajdują się kolejne sypialnie, wszystkie tematyczne. Jedną zdobi duże egipskie łoże z kolumienkami, w kolejnej dominują motywy chińskie, które mają nadać jej klimat "pokoju na noc". W ostatniej sypialni centralne miejsce zajmują dwa bliźniacze francuskie łoża. Jednak kraciaste tkaniny i dodatki kojarzą się raczej ze Szkocją.

Jedynym nowocześnie urządzonym kącikiem jest biuro i pracownia, ale i tu znalazło się miejsce na stolik do kawy w stylu lat sześćdziesiątych. – To mój ulubiony pokój – zapewnia Hubert. – Tak, zdecydowanie ten najbardziej lubię.


Tekst: Margaret Caselton
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński

reklama