Zwiedzili pół świata. Zrobili setki zdjęć. Urządzają wernisaże i za to, co zarobią, pomagają bezdomnym zwierzakom. Lada chwila otworzą galerię z meblami. Zobaczcie, jak żyją globtroterzy.
Hania i Bolek właśnie wrócili z Ugandy. Jeszcze nie zdążyli się rozpakować – w korytarzu pełno walizek, toreb, paczek i paczuszek – a już planują kolejny wypad. Tym razem do Botswany, do biegających po wodzie lwów. Ale po kolei.
Zanim przemierzyli Ugandę, zdążyli być w Namibii, Kenii i całkiem nieźle poznać Azję. Hania i Bolek to podróżnicy z krwi i kości, zniosą każdą niewygodę, żeby móc podziwiać rafy koralowe, nosorożce na wolności czy welwiczje na pustyni Namib, najbardziej długowieczne rośliny na świecie, z których najstarsze mają nawet dwa tysiące lat!
Co z tego, że w Ugandzie mieszkali w hotelu bez wody i że w drzwiach nie było zamków, skoro w dżungli spotkali się oko w oko z dwumetrowym gorylem, który po przyjacielsku klepnął Hankę w udo. Zresztą na tej wyprawie w ogóle mieli dużo szczęścia, bo jako pierwsi zobaczyli miesięcznego gorylka, o którego powiększyła się małpia rodzina. Był słodki!
Dla Bolka, zawodowego fotografa, to wyjątkowa radość. Wrócił z gotowym materiałem na wystawę. Zdjęcia przywozi z każdej podróży, a potem w galerii „Szyba”, którą prowadzą z Hanią (mają też studio fotograficzne i agencję reklamową), robią wernisaże. Każdy może kupić fotografię, a przyjemność jest podwójna, bo nie dość, że dostajemy dobre zdjęcie, to jeszcze pomagamy wyrzuconym na ulicę psom i kotom. Pieniądze z wystaw właściciele oddają schroniskom dla zwierząt.
Między kolejnymi wyprawami Hania i Bolek robią krótkie przerwy, ale nawet wtedy o podróżach nie dają zapomnieć wszędobylskie pamiątki. Kiedyś nie było ich stać na duże i drogie rzeczy, więc kupowali drobiazgi. Teraz, gdy spodoba się im jakaś rzeźba, obraz czy inne dzieło sztuki, już nie odpuszczają. Jeśli nie da się ich zapakować do samolotu, zamawiają transport statkiem.
Zresztą w zdobywaniu niezwykłych pamiątek nie mają sobie równych. Podczas wyprawy do Kenii, na wiejskim targu w Samburu Hani spodobała się bajecznie kolorowa biżuteria. Ale nie błyskotki na straganie, tylko korale na szyi sprzedawcy. Zaczęła się więc targować o byle co i gdy doprowadziła już kupca prawie do rozpaczy, odchodząc bez zakupów, rzuciła od niechcenia: „Kupię to, co masz na szyi”. I w taki oto sposób, zamiast paciorków dla turystów, stała się posiadaczką wiekowego plemiennego naszyjnika.
Nieważne, że po powrocie do domu przez pół roku musiała go wietrzyć na strychu. Tuż obok posążka wudu, który Bolek przywiózł z Afryki. Zawsze gdy ksiądz chodzi po kolędzie, wynoszą go do sąsiadów (a potem przepraszają). Najnowszy pomysł Hani, oczywiście poza planowaniem kolejnej podróży, to galeria z egzotycznymi meblami. Otworzy ją lada chwila – już zamówiła w Szanghaju komody, szafy, szezlongi. Z drewna i jedwabnego pluszu.
Patrząc na jej dom, chyba w ciemno można powiedzieć, że do tej galerii warto będzie zaglądać.
Tekst i stylizacja: Ola Buczkowska
Fotografie: Michał Przeździk
reklama