Żartuję ostatnio, że mąż zdradził mnie ze stuletnią kamienicą. Ale taką kochankę mogę zaakceptować, mało tego, nawet sama ją pokochałam – śmieje się Justyna Sieńczyłło, aktorka, prywatnie żona Emiliana Kamińskiego.Tak się jakoś składa, że każdy z naszych dwóch domów obchodzi właśnie sto lat – ten w Józefowie i założony przez nas Teatr Kamienica. O każdy musieliśmy walczyć, a wcześniej uwierzyć, że z tych gruzów coś jeszcze będzie. 

reklama

Justyna Sieńczyłło opowiada o swoim domu

Tak się jakoś składa, że każdy z naszych dwóch domów obchodzi właśnie sto lat – ten w Józefowie i założony przez nas Teatr Kamienica.

O każdy musieliśmy walczyć, a wcześniej uwierzyć, że z tych gruzów coś jeszcze będzie. Dom w Józefowie powstał w 1900 roku, ale hrabia Podwysocki szybko przepił go razem ze sporą działką. Emilian zakochał się w tej ruinie i ją odbudował, choć architekci przekonywali: „Zburz go! To nie ma sensu”. Jak zwykle się uparł. Sam kopał fundamenty, sam je wylewał. I tak przywrócił do życia stary świdermajer. Drugi dom, z którego już prawie nie wychodzimy, to Teatr Kamienica.

Siedem lat temu Emilian szukał miejsca na małą scenę. Któregoś dnia stanął na jednym ze śródmiejskich podwórek. Wyglądało tragicznie – walące się i zagrzybione magazyny – ale miejsce było wymarzone. Potem przechodziliśmy katorgę. Utrudniające życie przepisy, sprzeczne prawo. Byliśmy na granicy bankructwa. Działo się już prawie wszystko.

Przez wiele miesięcy graliśmy spektakle dla firm za kawałek podłogi, za kleje budowlane, belkę materiału na kotarę, ale dzięki naszemu uporowi i fantastycznym ludziom zbudowaliśmy nasz teatr. Otworzyliśmy go dokładnie w setne urodziny kamienicy. I od tej pory całe nasze życie przeniosło się tutaj – plac zabaw dla synów, meble, wielka kolekcja instrumentów muzycznych, które Emilian zbiera od trzydziestu lat. Nareszcie mają, gdzie wisieć.

Miejsce, w którym stanął Teatr Kamienica, jest żywą legendą Warszawy.

Przed wojną mieszkała tu stara inteligencja: Żydzi, Polacy, Rosjanie. Swój dom mieli Ordonka, Kreczmar. Niedaleko był słynny Teatr Żydowski. To miejsce tętniło życiem artystycznym i kawiarnianym. Kamienica jako jedna z nielicznych ocalała w czasie wojny, ale nie miała już tyle szczęścia w PRL-u. Secesyjna fasada została zburzona zaraz po 1945 r., bo przecież pięknych kamienic w Warszawie być nie mogło. Powoli przywracamy jej dawną świetność. Przy okazji remontu odkopaliśmy kilka skarbów.

Ocaliliśmy posadzkę Villeroy & Boch z początku wieku (druga taka w Polsce!). Ma wartość muzealną.
Zachowała się tylko dlatego, że źle połączono cement i jak zdzieraliśmy podłogę, ktoś krzyknął: „ojej, płytki, 1912 rok, ale piękne!” Odkryliśmy też schowek dla rodziny żydowskiej i wykusz na modlitewnik.

Żeby odtworzyć historię kamienicy, przekopaliśmy wszystkie archiwa. Ogłaszaliśmy się w radiu. Długo szukaliśmy kogoś, kto w niej mieszkał, aż w końcu poznaliśmy Panią Edelman, która się tu urodziła i mieszkała do 1944 roku. Wiedziała o wszystkim, co się działo. Obok było komando wroga, a jako że pod latarnią najciemniej, to tutaj Irena Sendlerowa przerzucała dzieci z getta. Tutaj ukrywali się też żołnierze AK. Poznaliśmy ich, wystawialiśmy dla nich spektakle. Dlatego m.in. gramy „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. Na sztuki zaczęli przychodzić dawni mieszkańcy kamienicy.

Kamienica i dziedziniec są w secesyjnym stylu, tak jak przed dziesiątkami lat.

Chcieliśmy, by było elegancko, by kobieta mogła założyć suknię, szpilki, a nawet futro i przenieść się do innego świata – stąd te kolory, écru, złoto i bordo. Przy tym goście mieli czuć się swobodnie, jak w domu u przyjaciół. Lada dzień ruszą kawiarnia i restauracja. Właśnie znalazłam stary bar w internecie, a w Atenach na pchlim targu wyszperałam trzy żyrandole Swarovskiego. Udało się uprosić kierowcę autobusu i przewiózł je do Warszawy.

Roboty jest mnóstwo i ciągle brakuje nam czasu. W przeddzień otwarcia Teatru Kamienica, w kwietniu zeszłego roku, zrobiliśmy konferencję prasową. Na dużej scenie pył po kostki, niezamontowane żadne ze stu siedzeń i zdziwione miny dziennikarzy, którzy pytają: – To pewnie tę małą scenę otwieracie? – Nie, dużą, przyjdźcie jutro – odpowiadamy. Nikt nie wierzył, że nam się uda. Całą dobę bez snu, wszystko czyściliśmy. Takie były początki, teraz przyjaźnimy się ze wszystkimi ludźmi, którzy budowali teatr i włożyli w niego serce.

Nawet dzieci mocno związały się z tym miejscem. Kajetan, teraz już 11-letni, wielokrotnie przynosił nam swoją skarbonkę i mówił: „uzbierałem 25 złotych, możecie wziąć na teatr”. A ostatnio Cyprian, 6-letni synek, ostanowił nas sprawdzić. – Mamusiu, jaki jest najważniejszy budynek dla warszawiaków? – zapytał. – No, może Pałac Kultury – odpowiedziałam. A on na to: – Nie, Teatr Kamienica! Teraz wiemy, że można spełniać marzenia, nawet jeśli są najbardziej zwariowane, a wszyscy dookoła uważają, że nie ma na to żadnych szans.

Wysłuchała: Sylwia Urbańska
Fotografia: Archiwum Justyny Sieńczyłło i Emiliana Kamińskiego