W domu Anny rządzi światło. Zdobi złotymi refleksami ściany, wydobywając ich ciekawą fakturę, błądzi po podłodze i meblach, ukazując niezwykły urok drewna.
Minimalizm zwykle kojarzy się z chłodem i sterylnością. Anna absolutnie się z tym nie zgadza. – Bez bibelotów można stworzyć naprawdę przytulne wnętrze – przekonuje. Jej sposób jest wprawdzie prosty, ale efektowny – to aranżowanie światłem. Nie ma tu ani jednego centralnie zawieszonego żyrandola.
Anna zdecydowała się na lampki i światełka na podwieszanym suficie w salonie czy tuż nad stopniami schodów. Jasne refleksy nie tylko nie pozwolą potknąć się na schodach, ale dają też ciekawe efekty wizualne. Dzięki tej grze świateł można wydobyć z mroku ładny detal albo optycznie powiększyć przestrzeń.
Anna wie, czego chce w urządzaniu domu, ale stało przed nią kilka wyzwań natury technicznej. Dlatego zwróciła się o pomoc do architektki wnętrz Justyny Jabłońskiej. Osiemdziesięciometrowej powierzchni parteru nie dzielą ściany, są za to słupy konstrukcyjne, które – z oczywistych względów – musiały zostać.
Justyna namówiła Annę na ozdobienie ich gipsowymi sztukateriami o ciekawej strukturze. Prostokątne panele nakłada się, gdy są jeszcze wilgotne, to warunek, żeby się dobrze trzymały powierzchni. Mimo prostego wzoru są efektowne, przypominają nawet nowoczesne rzeźby. Ten sam motyw powtarza się jeszcze na ścianach spiżarni, oryginalnie podświetlonej przy podłodze, oraz przy kominku.
Innym ciekawym rozwiązaniem są sufity na różnych poziomach. Nie tylko kryją belki podtrzymujące strop, ale też umownie dzielą przestrzeń, na przykład nad jadalnią sufit obniżono, a w salonie pozostawiono wyżej. Jasne ściany w ciepłych odcieniach beżu i écru są znakomitym tłem dla niewielu, za to starannie wykonanych mebli według projektu Justyny Jabłońskiej.
Stół i ława przykuwają uwagę pięknym usłojeniem blatów. Komódka z salonu ma klonowy fornir ułożony w piramidkę i palisandrowy blat. Ogromne, biurko w gabinecie zostało ozdobione drewnem czereśni tak, aby jego naturalny rysunek i wybarwienie tworzyły na powierzchni rodzaj szachownicy.
Jak mieszkać w trzykondygnacyjnym mieszkaniu, by nie trzeba było pokonywać kilku pięter za każdym razem, kiedy się woła rodzinę na obiad. Pomysł był tyleż prosty, co oryginalny – wewnętrzna sieć telefoniczna. Dzięki niej rodzice mają stałą łączność z synem, który od razu zaanektował poddasze. Innym nietypowym rozwiązaniem jest zsyp na brudną bieliznę, ciągnący się od poddasza aż po piwnicę, w której urządzono pralnię.
– To bardzo ułatwia życie – mówi pani domu. – Nie trzeba schodzić po schodach, żeby wrzucić do pralki koszulę lub skarpetki. Poza sypialnią wszystkie meble przytwierdzono do ścian na stałe. Właściciele dokładnie przemyśleli, gdzie co ma stać i nie zamierzają zmieniać aranżacji. Wnętrze jest tak harmonijne, że pasuje tu nawet złocisty Hugo, ukochany golden retriever.
Tekst: Agnieszka Stalińska
Stylizacja: Grażyna Bieganik
Fotografie: Andrzej Pisarski
reklama