Jest taka wyspa, gdzie słońce świeci mocniej, kolory nabierają niespotykanych odcieni, a domy pachną sosną. To Wolin.

Pomysł na małe osiedle

Mąż pani Krystyny pochodzi ze Szczecina, więc w wakacje zawsze ciągnęło go w tamte strony. Tak odkryli Wolin i spokojne Pobierowo. – Jest pięknie, dookoła park narodowy, dzikość, zieleń i morze. Plaże są szerokie, piaszczyste i, o dziwo, puste. Nie docierają tu tłumy turystów, którzy latem oblegają całe wybrzeże. Jest za daleko – mówi pani Krystyna. Nieprzypadkowo w okolicy zbudowano piętnaście lat temu najpiękniejsze w Polsce pole golfowe. To wtedy mąż pani Krystyny zaczął grywać z synem w golfa i zamarzył mu się dom w pobliżu. Podobne plany mieli też dzielący z nim pasję znajomi. Tak powstał pomysł malutkiego osiedla.

Dom na wakacje: zapach świeżego drewna

– Na początku mieliśmy zbudować zwyczajny jednorodzinny dom. Teraz użyczamy go znajomym – opowiada Krystyna. Chciała, by wnętrza pachniały świeżym drewnem, dlatego podłogę wyłożyła dechami z sosny kanadyjskiej. Odkryła, że nie trzeba jej wcale olejować. Wystarczy szorować mopem z gorącą wodą. Drewno wtedy pięknie się patynuje i wypełnia wnętrza zapachem sosny. Dzięki wielkim oknom dom zalany jest słońcem, a Krystyna odkryła na nowo kolory. Zwłaszcza biel, szarość i niebieski. Zawsze mają inny odcień. Tak jak drzewa w ogrodzie, którym wilgotne morskie powietrze nadaje za każdym razem inną tonację.

Kolory natury

Dom kolorystycznie dopasowuje się do pory roku. Ale morze nie tylko ma wpływ na barwy. Po każdym sztormie wyrzuca skarby. – Zdarzają się piękne rzeczy, czasami wodorosty, czasami intrygująco wytrawione gałęzie – mówi Krystyna. Tak jak jej sąsiedzi czeka, aż skończy się nawałnica, i pędzi na plażę. – Zwykle znajduję kamienie, od białego, przez różowe, aż po czarne – wspomina. Obłożyła nimi dookoła dom.

Do morza przez las

O nudzeniu się nie ma mowy. Pole golfowe jest pięć minut stąd. Pełno tu przepięknych jezior z zacisznymi kąpieliskami i pomostami. Można powędkować. Do morza idzie się przez las, ścieżką zdrowia, i to dla tej właśnie drogi ludzie tu przyjeżdżają. To są jeszcze takie dzikie i nieodkryte tereny. Nie ma dyskotek, zapachu grillów. Na plaży zwykle wypoczywa nie więcej niż dziesięć–dwadzieścia osób. Krystyna opowiada, że ich wzgórze upatrzyli sobie ostatnio berlińczycy. Przyjeżdżają zwłaszcza jesienią i wtedy tę okolicę nazywa się „małym Berlinem”.

Chodzą z psami na grzyby. Niektórzy zaprzyjaźnieni goście wracają do nich zimą. Przekonali się, że w śniegu plaże też są urokliwe. Pięknie jest zwłaszcza na Boże Narodzenie. Córka gospodarzy obwiesza wtedy drzewa kolorowymi karmnikami.

Tekst: Sylwia Urbańska
Stylizacja: Ada Kalińska
Fotografie: Michał Mrowiec

reklama