Jedni budują wystawne rezydencje. Inni kupują kilkusetletnie chałupy. Są i tacy, którzy na domy przerabiają młyny, stodoły albo... lakiernie. A potem wszyscy nie mogą wyjść z zachwytu.

Najpierw była ogromna działka pod Warszawą. Potem w latach 70. pojawił się dom dla kilku pokoleń (do dziś właściciele mieszkają tu z rodzicami i dziećmi) i w końcu pieczarkarnia. Kiedy przestała spełniać swoją funkcję, obok wybudowano... lakiernię samochodową. Czas mijał i ulica, przy której stoi dom, z małej i cichej, stała się ruchliwa i głośna. I to tak bardzo, że z trudem dawało się odpocząć po ciężkim dniu pracy. Coś trzeba było z tym zrobić.

W pierwszej chwili gospodarze chcieli powiększyć dom od strony ogrodu, ale znajoma architektka Urszula Kominek-Makaruk namówiła ich na coś innego – żeby przebudowali nieczynne już pieczarkarnię i lakiernię. Pierwsza została zamieniona na garaż, druga natomiast na 170-metrowe studio, w którym fragmenty betonowych ścian, cegły oraz grzejniki w kształcie ogromnych, metalowych kolumn przypominają o industrialnym charakterze miejsca. Powstało studio oszczędne, ale bardzo efektowne.

Po wielu dyskusjach podzielono je na cztery praktyczne strefy: salon z kanapami i kinem, kuchnię z jadalnią, gabinet i salon odnowy biologicznej (to tam, jak mówią gospodarze, znajduje się „świat luksusu”, z sauną, wygodną wanną oraz sprzętem do ćwiczeń, czyli wszystkim, czego potrzebuje nie tylko ciało, ale i zmęczona, zestresowana codzienną bieganiną dusza).

W wysokim na trzy metry budynku gospodarze mogli wreszcie spełnić swoje marzenia – o kinie w domu (jest więc wysuwany ekran, a cały sprzęt podwieszono pod sufitem na metalowej konstrukcji) i domowej galerii – ogromne ściany pomieściły obrazy, które zwożą z podróży. Kupowali je zamiast klasycznych pamiątek, najpierw małe, a potem takie, które przestały się mieścić w walizkach! To jedyny kolorowy akcent w tym wnętrzu. Dalej królują już tylko biel, beż i wszelkie odcienie brązu – sprzyjające relaksowi, a po to właśnie powstało studio.

W takim miejscu nie mogło więc zabraknąć kominka. Jest prosty, a jednak zaskakuje – ma palenisko widoczne z obu stron. To gorące serce domu. Płonący ogień można obserwować, pracując w gabinecie, w kuchni albo odpoczywając na kanapie. Studio zostało zaprojektowane jako jedno ogromne pomieszczenie przedzielone niewielkimi ściankami działowymi, bez drzwi (te znaleźć można jedynie w łazience, toalecie i strefie fitness).

Właściciele szybko się przekonali, że w nowym domu nie tylko dobrze się odpoczywa, ale i... pracuje. Gospodarz potrafi zasiąść w gabinecie już o szóstej rano. Czasem patrząc na swoje dzieło, żartują: szkoda, że na działce nie ma jeszcze jednego budynku do przerobienia.


Tekst i stylizacja: Jolanta Musiałowicz
Fotografie: Jacek Kucharczyk
Kontakt do architektki: www.nieformalna.pl

reklama