Iza Boguszewska nie przepada za ciepłymi kolorami. Woli chłód wrzosów, dyskretny połysk stiuków weneckich i szlagmetalu mieniącego się niczym wykwintna biżuteria.

Iza była w Polsce wziętą modelką, telefony wciąż się urywały i ani jej w głowie było wyjeżdżać. Ale los rzucił ją na trzydzieści lat za granicę – najpierw do Paryża, potem na Wybrzeże Kości Słoniowej. Dziesięć lat temu postanowili z mężem Janem wrócić do Polski. Zamieszkali na Saskiej Kępie w kamienicy, ale jej właścicielka nie chciała się zgodzić na remont. Iza jednak nie znosi kompromisów.

Za nic nie porzuciliby z mężem cudownej, pełnej zieleni i artystów dzielnicy, kupili więc dom nieopodal i z marszu rozpoczęli przebudowę. Zmienili elewację, od strony ogrodu dodali zaokrąglone wykusze, a od frontu dwa balkony z oryginalnymi poziomymi barierkami. Autorem projektu jest oczywiście Jan, współwłaściciel pracowni architektonicznej B & G.

Powstały dwa dodatkowe piętra, żeby znalazło się miejsce dla taty Izy i pokoje gościnne dla paryskiej rodziny starszego syna Adama, który we Francji zawodowo zajmuje się projektowaniem wnętrz. Ostatnie piętro ma zająć drugi syn Antoni, maturzysta, który na razie z pasją oddaje się grze na pianinie i gitarze, choć w przyszłości chce pójść w ślady ojca. - I w ten sposób jestem ze wszystkich stron otoczona architektami – śmieje się Iza. Jednak do mieszkania nie dała się dotknąć mężczyznom – urządziła je sama. Ma silny charakter i wyrafinowany gust. Wiedziała, że sobie poradzi.

- Nie lubię ciepłych kolorów – deklaruje. I rzeczywiście, w jej garderobie królują czerń i fiolet, a w pokojach ich jaśniejsze odpowiedniki – lawendowy, szary, no i dużo bieli. A ponieważ trochę się obawiała, że będzie za ciemno, jasne dębowe deski pokryła cieniutką warstwą białej farby. Ale tak, żeby było widać słoje.

O ascezie nie ma jednak mowy – podłoga przechwytuje i odbija liliowy odcień ścian. Podobny efekt „czarowania” kolorem zawdzięczają włoskiej mozaikowej glazurze kupionej przy ul. Bartyckiej, która zachowuje się jak prawdziwy kameleon. W toalecie dla gości przybiera odcień brązowy, zaś w dużej łazience – perłowoniebieski, chociaż w obu pomieszczeniach leżą te same płytki.

Ściany apartamentu ozdobili wrzosowym szlachetnym tynkiem przypominającym marmur. Ten tak zwany stiuk wenecki, dzięki drobinkom marmuru w zaprawie, lekko połyskuje. W kuchni ten efekt jest jeszcze mocniejszy, bo położono grubszą warstwę tynku. Błyszczą też szafki ozdobione aluminiowym szlagmetalem.

Na razie nie wieszają obrazków. Lustrzany stolik i patynowana złotem komoda wystarczająco zdobią wnętrze. Powściągliwość i kolorystyczny umiar mieszkania „ubarwiają” za to pamiątki z Wybrzeża Kości Słoniowej. Na razie gromadzą je na dwóch witrynach między salonem a jadalnią, ale po przeprowadzce Iza zamierza mocniej wyeksponować afrykańskie bibeloty. Zawsze lubiła ciężką afrykańską biżuterię. Kupowała ją na targach, w galeriach, czasem łapała przechodzących obok ulicznych sprzedawców. Dziś ma pokaźną kolekcję korali, bransolet i naszyjników. Jest w czym wybierać, a Iza lubi nietuzinkowe rzeczy.

Po powrocie do Polski chciała sprzedawać ekstrawaganckie ciuchy, takie, jakie sama chętnie nosi. Ale Polki są zbyt zachowawcze – interes nie wypalił. Spróbowała więc propagować oryginalne, odważne fryzury. I tu poszło o wiele lepiej – otworzyła już dwa salony fryzjerski i kosmetyczny.


Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Joanna Siedlar

reklama