W tym domu wszystko jest inaczej: ściany są na podłodze, a podłoga na ścianach. Na dodatek jedna z nich to najprawdziwsza tężnia.
Kiedy architekt Bogdan Kulczyński budował w podwarszawskim Józefowie dom dla swojej rodziny, sąsiedzi myśleli, że to kaplica. Dziś bardziej może się kojarzyć z monumentalnym ptasim gniazdem, ale w okolicy nikt nie mówi o nim inaczej, jak „uzdrowisko”. Wszystko przez obłożony tarniną front budynku, po którym spływa solanka.
W podziemiach ukryto zbiornik na 3000 litrów wody. Po rozpuszczeniu w niej 60 kilogramów soli pompuje się ją na szczyt, skąd po tarninie skapuje z powrotem do zbiornika, tworząc mikroklimat. Innymi słowy, willa z prywatną tężnią, podobną do tych w Konstancinie czy Ciechocinku.
Art i eko
Solanka jest zdrowa dla cery i płuc. I choć Józefów od morza dzieli 350 kilometrów, latem zapewnia mieszkańcom morską bryzę, a zimą… ociepla budynek. A przez cały rok modrzewiowe rusztowanie „pomaga” domowi wtopić się w sosnowy las. – Chcieliśmy zbudować dom w każdym calu ekologiczny – mówi Bogdan Kulczyński. Zastosował więc naturalne materiały: drewno, biały kamień (strukturą przypominający bryłę soli) oraz czarną wulkaniczną lawę, stal, aluminium i szkło.
A że w domu Kulczyńskich wszystko jest na opak, przeciwwagą dla tarninowego frontu jest szklana ściana od strony ogrodu. Dzięki temu w budynku jest jasno nawet w deszczowy dzień! Poza tym domownicy mogą podglądać swoich sąsiadów z lasu. A kuny, wiewiórki i ptaki podziwiać wysoką na dwa piętra bibliotekę.
W józefowskiej willi-tężni na każdym kroku zaciera się granica między ekologią a sztuką. Ta druga dzięki żonie architekta, Bożenie, byłej szefowej Galerii Opera, jest tu dosłownie wszechobecna. Spotyka się ją nie tylko w salonie, lecz także w… kuchni. Nad oknem wisi tam przedziwna drewniana rzeźba. Można wpatrywać się w nią godzinami i nie domyślić się, że to zwykła belka. Jej frapujący kształt jest przypadkowym dziełem kamieniarza, który przycinał na niej marmur na podłogę.
Zaskakuje też wisząca nad stołem lampa. Na pierwszy rzut oka wygląda jak od włoskich dizajnerów, w rzeczywistości okazuje się długą listwą oświetleniową z udrapowanym materiałem. Stylowo wypada także umywalka w łazience pana domu, choć zrobiono ją „tylko” z ważącego 200 kilogramów marmurowego „odpadu”.
Salon jak kostka
Najważniejszym miejscem w domu jest… kostka. Pod tą niewinną nazwą kryje się 100-metrowy kwadratowy (przez to bardzo ustawny) salon. Ściany wyłożono tam czarnym bazaltem, a podłogę białym marmurem, dzięki czemu ma się wrażenie, że świat stanął na głowie. Spajając skrzydła domu, z założenia jest miejscem, w którym spotykają się wszyscy domownicy: Bogdan, Bożena, a także ich córka Joanna, jej mąż Tadeusz Dołowy i ich pięcioletni syn Staś. Trzy pokolenia pod jednym dachem. Jak w małym – bardzo ekologicznym – dworku…
Tekst: Monika Małkowska
Stylizacja: Małgorzata Sałyga
Zdjęcia: Mariusz Purta
reklama