Dom stanął w 1927 roku. Najpierw mieścił się tu sklep żelazny, potem obuwniczy. Od tamtego czasu wnętrze miało kilka wcieleń. Teraz wypełnione jest antykami i meblami w stylu rustykalnym. A okna zdobi niebieskie szkło.
Najpierw był kawałek kobaltowego szkiełka. Z czasem na parapecie pojawiły się rzędy błękitnych butelek, słoiczków i karafek. I tak powstało najpiękniejsze okno w Lanckoronie. Zosia podpatrzyła ten pomysł w Nowej Anglii, na wschodnim wybrzeżu Ameryki. Idealnie pasował do jej skrzynkowych okien. Wtedy nie miała jeszcze zasłon.
Butelki miały pełnić funkcję zazdrostek. Ale okazało się, że jest wprost przeciwnie – przyciągnęły ciekawskie spojrzenia. Kolekcję powiększali znajomi – znosili butelki po rieslingu i opakowania po kremach Pani Walewska. Parę razy ktoś podrzucił na próg paczkę z kobaltowymi prezentami. Zosia śmieje się, że to chyba jedno z najczęściej fotografowanych okien w Małopolsce. Kiedyś nawet przypadkiem trafiła na nie na wystawie fotografii.
Dom stanął w 1927 roku, kiedy wieś miała jeszcze prawa miejskie. Na początku lat 90. jej rodzice kupili go od tamtejszego GS-u. – To była ruina. Na podłodze klepisko i zniszczone lastriko – opowiada właścicielka.
W środku mieścił się sklep żelazny i obuwniczy. Od tamtego czasu wnętrze miało już kilka wcieleń. Pierwsze w stu procentach przypominało wiejską chatę – wszystko w naturalnym drewnie. Ale było za ciemne, dlatego na ścianach pojawiła się biel. – Miałam szczęście, że trafiłam na pana Romana Kowalskiego. Miał cierpliwość do mnie i do tych starych murów, które uratował – śmieje się Zosia.
Większość mebli Zosia odnowiła sama. A przez dwadzieścia lat zdążyło się uzbierać sporo staroci. Gdy chce coś zmienić, przegląda swoje zbiory.
{google_adsense}
Część to pamiątki po dziadkach i rodzicach. Ale na przykład kredens z jadalni był tu od zawsze. Zosia przemalowała go na niebiesko i dodała złote przecierki, żeby nabrał szlachetności. Zresztą lubi, gdy coś błyszczy. Jest lustro w ozdobnej, złotej ramie, są posrebrzane koszulki ikon, które dostała od kolegi. Dobrze im w towarzystwie wiejskich sprzętów i antyków, które przyjaciele przywieźli z targu staroci w Szwecji.
W Szwecji mieszka jej serdeczna koleżanka, malarka Danka Jaworska. Namalowane przez nią obrazy wiszą u Zosi w kuchni. To postaci z medalionów z Cmentarza Łyczakowskiego. Danka najpierw wpadała tu tylko jako gość, potem sama zamarzyła o wiejskim domu.
Teraz dzielą podwórko, bo w Lanckoronie sąsiedzi mają wspólne ogrody. Wiedzą o nich tylko wtajemniczeni, bo nie widać ich od strony rynku. Żeby trafić na taki dziedziniec, trzeba przejść przez dom. – To nasz wspólny kawałek prywatności – dodaje Zosia.
Malarka Danka Jaworska miała duży wpływ na jej gust. Gdy w Polsce nie było jeszcze wielu tytułów wnętrzarskich, przywoziła do Lanckorony kolorowe magazyny ze Szwecji. Zosia nie mogła się napatrzeć. Nikt tak jak Skandynawowie nie potrafi łączyć antyków i dizajnu w rustykalnych wnętrzach. Postanowiła, że i u niej będzie podobnie.
Zosia jest romanistką, ale – jak sama mówi – powinna być architektem. – Marzy mi się, że dostaję puste wnętrze i mogę z nim robić, co chcę.
tekst: Magdalena Burkiewicz
zdjęcia: Rafał Lipski
stylizacja: Basia Derń-Marzec