Dorota już dawno dokładnie wymarzyła sobie ten dom. Miał przypominać wiejską posiadłość z południa Europy – ciepłą i ponadczasową. I, co ważne, choć nowy, musiał wyglądać jak stary. Lubi takie domy, które sprawiają wrażenie, że dużo widziały.
Nie wiedziała tylko, jak te marzenia zrealizować. Wraz z mężem Marcinem mieszkała spokojnie na Saskiej Kępie i nie myślała o przeprowadzce. Życie nabrało jednak rozpędu dzięki dużemu prezentowi od mamy, która postanowiła podarować im część rodzinnej działki w Wołominie, tuż pod lasem. To Dorota – szefowa zdecydowana i konkretna – asystowała przy wszystkich pracach. Jej mąż Marcin, który jest informatykiem, zajął się brudną robotą (kupnem materiałów, zorganizowaniem ekip itd.), a przede wszystkim finansami. Na poczynania żony patrzył z coraz większym podziwem.
Planując dom i poszukując inspiracji, przeglądała polskie i obce magazyny o wnętrzach. To w nich wypatrzyła dekoracyjne wnęki w ścianach. Podobne zrobiła w kuchni i na klatce schodowej. Kominek w salonie daje ciepło, które promieniuje także do innych pokoi. Barwy ziemi, takie jak siena, ochra, ugier czy też umbra, niosą inny rodzaj ciepła – są bezpieczne, naturalne i pasują do każdej pory roku. Kolory zresztą to oczko w głowie Doroty. Nic dziwnego, na co dzień, poza opiekowaniem się półtorarocznym synkiem Stasiem, prowadzi szkołę wizażu i zajmuje się charakteryzacją filmową.
Jednak pasją, która Dorotę pochłania bez reszty, bardziej nawet niż urządzanie domu, jest gotowanie. To ją niesłychanie relaksuje, jak nic innego odpręża i pozytywnie nastraja. Dlatego kuchnia jest otwarta na jadalnię, a różnorodność książek kucharskich przyprawia o zawrót głowy. Specjałami gospodyni są, co nie dziwi, dania wywodzące się z tradycji kuchni śródziemnomorskiej. A gdy nadchodzą święta, na stole zamiast kilku ciast, jest zawsze kilkanaście.
reklama