Piotr pomysł miał prosty: dom ma być miejscem pełnym ciepła, ale nie dusznym.

Przez dwadzieścia lat był w Szwecji i tam „ustawił” mu się gust. Dlatego dobrze wiedział, jak sprawić, żeby wnętrze było przytulne, ale nie zagracone. Postawił na ciepłe, ale eleganckie kolory – żadnych żółci ani pomarańczy, lecz złamane oliwką beże i wrzosowe szarości. Tkaniny gładkie, a jeśli już wzory, to stateczne pasy. No i najważniejsze – nie za dużo mebli. Długo je dobierał, przymierzał do wnętrza. Niektóre, choć bardzo się Piotrowi podobały, musiały wrócić do sklepu. Tak było z ciężkim stołem do jadalni i kredensem, który po mistrzowsku pomniejszał salon. Kiedy na jego miejscu stanęła niska komódka, od razu wnętrze odzyskało oddech. Bo o to właśnie Piotrowi chodziło – żeby nie zakłócać harmonii przestrzeni.

reklama