Kiedy Małgorzata z mężem, dwójką dzieci i dwoma psami zamieszkała w zielonym, letniskowym Wawrze, z szacunku dla historii domu jego wnętrza postanowiła utrzymać w klimacie lat trzydziestych.
Zaczęliśmy szukać domu 10 lat temu, gdy okazało się, że powiększy się nam rodzina – opowiada Małgosia Madzurek, pani domu i projektantka wnętrza. – Chcieliśmy zostać w Wawrze, blisko naszego mieszkania, a agenci pokazywali nam nowe, absurdalnie drogie domy na lewym brzegu Wisły. Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i pierwsze ogłoszenie, jakie znalazłam w internecie, to był dom na sąsiedniej ulicy.
Zupełnie inny, niż szukaliśmy: stary, zapuszczony, na zarośniętej działce. Mąż nie był zachwycony, ale decyzję pomogła nam podjąć koleżanka, którą poprosiłam o sprawdzenie wahadełkiem energii. Wahadełko nie miało wątpliwości: idealne miejsce, kupować! Gdy już dogadaliśmy się co do ceny, przelicytował nas jakiś biznesmen. Ale ku naszej radości właścicielka wybrała naszą ofertę, argumentując, że woli w tych murach śmiech dzieci niż działalność gospodarczą.
Wystrój wnętrz z myślą o Leśmianie
Kiedy dostaliśmy od niej pierwszy, ręcznie spisany akt notarialny sprzedaży domu z 1928 roku – cena: 728 dolarów i 70 centów – a potem dowiedzieliśmy się, że należał kiedyś do rodziny Bolesława Leśmiana, stało się jasne, że musimy zrobić nowoczesny, funkcjonalny wystrój, ale w stylu lat 30. – Z zawodu jestem prawniczką, ale sama zajęłam się urządzaniem domu, bo na zatrudnienie projektanta po prostu już nie było nas stać – wspomina Małgorzata.
– Zawsze interesowałam się designem, czytałam magazyny i oglądałam programy telewizyjne – ostatnio towarzyszy mi w tym młodsza córka, którą zaraziłam pasją. Mąż dał mi wolną rękę, uzgodniliśmy tylko, że wnętrze ma być klasyczne, ponadczasowe, stąd wszechobecne czerń, biel i szarość, które dziesięć lat temu nie były tak powszechne. Wybierałam wszystko, począwszy od płytek w szachownicę, po kształt kominka. Ja kocham literaturę, a Piotr muzykę, więc cała ściana w salonie jest wypełniona książkami i płytami CD, które powoli zaczynają mieć wartość muzealną.
Meble kupowałam głównie w internecie – na Westwing, 9design i Live Beautifully – bo byłam wtedy na urlopie macierzyńskim i tak było najwygodniej. Miałam potworne wyrzuty sumienia z powodu bardzo drogiej komody Seletti, malowanej w klasyczną pepitkę, ale jest tak efektowna, że wydatek się opłacił. Stojąca na niej stara maszyna do pisania Mercedes jest jedynym „antykiem” w naszym domu – to pamiątka rodzinna Piotra, jego babcia pisała na niej wiersze. To też przypomnienie, że kiedyś bywał tu i tworzył Zygmunt Broniarek. Przez te wszystkie lata niewiele zmienialiśmy wystrój, poza pokojami dziewczynek, które szybko dorastają.
Dom ma swoje tajemnice
Dobudowaliśmy tylko duży taras, na którym chętnie spędzamy czas latem i obecnie dom ma około 250 metrów kwadratowych. Kiedy kupiliśmy tę działkę, zasypaliśmy część starych piwnic, bo bałam się, że powpadają tam buszujące w ogrodzie dzieci. Teraz trochę żałuję, bo obecna piwnica jest mała. Może ją powiększymy – podobno panują w niej idealne warunki do przechowywania wina. Przyzwyczaiłam się do myśli, że ten dom nadal ma swoje tajemnice i ujawnia je nam stopniowo, krok po kroku.
Mieszkamy w Warszawie, ale żyje się tu jak na wsi: są wielkie, stare drzewa, słychać śpiew ptaków, przychodzą wiewiórki. Wiosną w trawie kwitną stokrotki, fiołki i niezapominajki. Co ciekawe, wyrastają co roku w innym miejscu ogrodu, nigdy nie wiemy, kiedy i gdzie się pojawią. Traktuję je jak niespodziankę, pamiątkę po ludziach, którzy żyli tu przed nami.
Pani domu, projektantka: Małgorzata Madzurek Mój dom nie jest idealny i nigdy nie będzie: nie wyobrażam sobie życia we wnętrzu, które jest tylko „wystawą z pięknymi meblami”. Zamiast modnych trendów staramy się wybierać rzeczy, których uroda nie przemija szybko.
Tekst: Elżbieta Szawarska
Zdjęcia: Dariusz Radej
Stylizacja: Alicja Radej