Dla krawca Adolfa ta willa była wyjątkowym miejscem. Zostawił tu swoje serce.
Dla Agi i jej męża Daniela to powrót do rodzinnych legend i przyjęć pod starym orzechem.

Wszystko zaczęło się od Adolfa Zaremby, znanego warszawskiego krawca, pradziadka Agnieszki. Za bele angielskiej wełny kupił działkę, gdy wielkimi krokami zbliżała się wojna. Ziemia miała być lokatą kapitału na niepewne czasy.

Zaraz po wojennej zawierusze zaczął budować dom – może niespecjalnie urodziwy, ale za to z solidnej cegły, która gwarantowała, że wytrzyma pokolenia. Niestety, zamiast cieszyć się nową rodzinną posiadłością, Zarembowie musieli o nią walczyć z nową ludową ojczyzną, która w 1951 roku za wszelką cenę próbowała odebrać im cudem uratowany majątek. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Adolf zatrzymał dom, a działkę zamienił w zaczarowany ogród. Obsadził śliwami i jabłoniami, po stawie pełnym karpi i karasi pływały kaczki, a między drzewami biegały perliczki. Do dziś o posiadłości pradziadka krążą rodzinne legendy – o wspaniałej gościnnej atmosferze, przepysznych wypiekach i świętach przyciągających kilkadziesiąt osób do wigilijnego stołu.

Niestety, po śmierci właściciela ten uroczy zakątek zaczął podupadać. Niepielęgnowany ogród zdziczał, staw zarósł rzęsą, a na działce razem z kolejnymi pokoleniami zagęściło się od nowych domów. W tym starym, po pradziadku, zamieszkała Agnieszka z mężem, obiecując wskrzesić dawny czar tego miejsca.

Był rok 1995, gdy na kuligu u znajomych poznała młodego Polaka od kilku lat mieszkającego w Kanadzie. Nie przypuszczała, że ta znajomość zaprowadzi ich na ślubny kobierzec. Przez moment rozważali nawet wyjazd na stałe za ocean, ale ostatecznie Agnieszce udało się namówić Daniela, by zamieszkali w domu pradziadka. Zresztą mąż nie protestował, bo znał historię 50-letniej willi i spodobał mu się pomysł przywrócenia jej świetności.

– W 2000 roku rozpoczął się remont, który trwa do dziś – śmieje się Aga. Podnieśli podłogi, obniżyli sufit, a w domu pojawiło się dodatkowe wejście, tak by nie przeszkadzać babci Hannie, zajmującej górę domu. – Do dziś pamiętamy, jak na świat miał przyjść pierwszy syn Antek, a tu zamiast podłogi tylko drewniane belki. Brakowało kuchni i salonu, a jedynym gotowym pomieszczeniem była sypialnia – wspomina Daniel.

To już przeszłość. Teraz wystrój domu jest oczkiem w głowie Agnieszki. Jako architekt wnętrz mogła tym razem spełnić swoje marzenia. Na co dzień projektuje meble w Fabryce Wnętrz i część pomysłów z pracy przeniosła do domowego zacisza. Śródziemnomorski klimat zachęca do rozmów, spotkań i pogawędek z rodziną i znajomymi. Kawa przeciąga się często do obiadu, a obiad do kolacji.

Na pozór klasyczna willa pełna jest nowoczesnej techniki, bo Daniel ma firmę projektującą „inteligentne” domy i wszelkie nowinki testuje najpierw u siebie. Ich posiadłość spełnia życzenia zanim zdążą o nich pomyśleć. Ustawia idealną temperaturę, zapala światła i włącza muzykę tam, gdzie się akurat pojawią. Sam podlewa się też ogród.

Gdy siedzimy w cieniu starego orzecha, niespiesznie sącząc wino, odnoszę wrażenie, że jesteśmy w jednym z uroczych miasteczek niedaleko Nicei, i czuję, że dobry duch przedwojennego krawca Adolfa Zaremby towarzyszy nam na każdym kroku.


Tekst: Marcin Mozert
Fotografie: Aneta Tryczyńska
Stylizacja: Agnieszka Królak, Aneta Tryczyńska

reklama