Ten dom jest jak wielkie lustro, w którym odbijają się pasje Binny i Grahama. A oni najbardziej kochają kwiaty i starocie. Kwiaty kupują w Londynie. Za starociami jeżdżą po całej Europie.
Gdy Binny i Graham trafili na działkę w dobrej dzielnicy Londynu, znaleźli tam pozostałości pracowni jakiegoś artysty – niezbyt popularnego, bo chałupka zdążyła zarosnąć mchem. Jednak po zbadaniu fundamentów okazało się, że stał w tym miejscu klasyczny wiktoriański dom. – Postanowiliśmy trzymać się starego obrysu budynku, ale połączyć go z pracownią – tłumaczy Binny.
Dzięki pomocy zaprzyjaźnionego architekta powstał projekt dwupiętrowego domu z piwnicą i „doczepioną” z tyłu pracownią. Całość stała się bardziej prowansalskim château niż mieszczańską siedzibą. – To z powodu kolorów – mówi. – Rozbielone szarości i zielenie dają ciepło i wytchnienie dla oka oraz niepowtarzalny klimat.
Parter tworzy wielka przestrzeń dzielona kolejnymi parami rozsuwanych drzwi. To „wynalazek” miłośniczki staroci Binny. Wygrzebała gdzieś parę XIX-wiecznych drzwi z londyńskiego pubu i wstawiła je do kuchni. Dalej są przywiezione z Maroka i te z lustrami, które wiodą do pracowni, gdzie Graham trzyma fotografie i stare projektory kinowe. Raz na jakiś czas odpala jeden z nich i zaprasza przyjaciół na seans filmowy. Na piętrze jest sypialnia, dwie garderoby i dwie łazienki – każdy ma swoją: Binny z koronkowymi zasłonkami, Graham – w stylu art déco, ozdobioną czarnym marmurem.
Chociaż właścicielka domu pracuje jako stylistka przy wielkich kampaniach reklamowych, jej kolekcjonerska sława stała się tak wielka, że ludzie zamawiają u niej ciekawe antyki. – Bywam właściwie w całej Europie. Ostatnio w Warszawie znalazłam dla mojego klienta piękną ręcznie malowaną skrzynię posagową – opowiada. Sobie przywiozła kilka starych hełmów wojskowych. – Jeśli nie są przestrzelone, wiercę w nich dziury i potem sadzę kwiaty – tłumaczy z poważną miną. – Lubię znajdować nowe zastosowanie dla różnych przedmiotów.
W ten sposób pasja kolekcjonerska łączy się z zamiłowaniem do roślin. A tych w domu i naokoło nie brakuje. Lilie, kamelie, lawenda nadają koloryt ogrodowi, do którego wychodzi się przez wielkie przeszklone drzwi. – Mój „styl” to mieszanka rzeczy, które kochamy i które zebraliśmy przez lata – tłumaczy Binny. – Kiedy widzę coś, co mi się podoba, po prostu to kupuję.
Tekst: Lara Sargent/Redcover.com
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Christopher Drake/Redcover.com
W ten sposób pasja kolekcjonerska łączy się z zamiłowaniem do roślin. A tych w domu i naokoło nie brakuje. Lilie, kamelie, lawenda nadają koloryt ogrodowi, do którego wychodzi się przez wielkie przeszklone drzwi. – Mój „styl” to mieszanka rzeczy, które kochamy i które zebraliśmy przez lata – tłumaczy Binny. – Kiedy widzę coś, co mi się podoba, po prostu to kupuję.